22 czerwca 2016

#7 - (Bez)senne noce, czyli Światowy Dzień Picia Kawy

Powrót do pustego domu był dla Ruby małym zaskoczeniem. Spodziewała się raczej, że już od progu zostanie obskoczona przez ciekawską przyjaciółkę i zasypana pytaniami. Tymczasem powitała ją kompletna cisza. Postanowiła jednak wykorzystać tę chwilę spokoju i w samotności przemyśleć wszystko, czego się dziś dowiedziała. Zrobiła sobie kubek kawy i omijając szerokim łukiem wszelkie cukry i mleczka, zaniosła gorący napój do salonu. Rozsiadłszy się wygodnie na kanapie, upiła mały łyk. W umyśle miała świeże wspomnienia słów Alfy Klanu Wody, która rzeczowo relacjonowała swoją wizytę u wyroczni. Zdziwiła ją nieco nieobecność przywódcy jej Żywiołu, jednak była pewna, że wszystkie informacje szybko do niego dotrą. O ile już nie dotarły.
Upiła kolejny łyk. Nie przeszkadzało jej, że napój wciąż parzył w język. Gorąca ciecz rozlała przyjemne ciepło po jej ciele.  Jedyną wadą kawy było to, że tak szybko stygnie. W głowie plątało jej się dużo myśli. Układała scenariusze proroczych snów zapowiedzianych przez Wyrocznię, jakby chcąc się przygotować na każdą możliwość. Zastanawiała się, jak bardzo zbliży ich to do Wybawcy.
Nagle do jej uszu dobiegł dźwięk poruszonej gwałtownie wycieraczki na korytarzu. Nie słyszała otwieranych drzwi, mimo iż w domu było idealnie cicho, jednak wcześniejsze charakterystyczne szuranie dotarło do niej bardzo wyraźnie.
Esther, jak już się skradasz, to nie wycieraj butów, westchnęła w myślach Ruby i przewróciła oczami.
Siedziała jednak dalej na kanapie, wsłuchując się w kolejne dźwięki. Wiedziała, że mimo najgorliwszych chęci, przyjaciółce nie uda się umknąć niezauważonej do swojego pokoju, bo z salonu było widać kawałek przedpokoju, przez który musiała przejść. Trudno jej więc było ukryć rozbawienie, gdy zobaczyła Esther mimo wszystko skradającą się na palcach.
— Te, niewidzialna! — zawołała Alvarez, czym sprawiła, że dziewczyna cała drgnęła. —Pozwól no tu.
Upiła łyk kawy i patrzyła na blondynkę znad kubka. Od razu zauważyła, że przyjaciółka jest co najmniej przestraszona. Unikała jej wzroku i oddychała szybko. Rada wprawiła jednak Ruby w bardzo dobry humor, więc nie miała nastroju na ostre wyciąganie informacji od Esther. Miała za to ochotę nieco się zabawić i przy okazji nauczyć młodszą koleżankę, że powinna uprzedzać o swoich niezapowiedzianych, późnych wyjściach.
— Siadaj — powiedziała, przybierając poważną minę. Wskazała blondynce fotel naprzeciwko siebie i odstawiła kubek na stół. — Musimy porozmawiać.
Widziała, jak Esther blednie i prawie się zachwiała siadając. Wciąż krążyła wzrokiem po całym pokoju, ze szczególną precyzją omijając miejsce, które zajmowała ciemnowłosa.
— Wiem o wszystkim — stwierdziła twardo, jakby ogłaszała jakiś wyrok.
Patrzyła, jak Esther nabrała powietrza na te słowa i niemal się nim zachłysnęła. Blondynka skuliła się jeszcze bardziej. W tym momencie cichy głosik w głowie Ruby przypomniał jej, że ma do czynienia z niezwykle wrażliwą i nieodporną na oskarżycielski ton istotką. Choć była przekonana, że Esther kompletnie nie umie kłamać, to w odpowiedniej atmosferze jest skłonna przyznać się do każdego, nawet najbardziej absurdalnego wykroczenia. Przeszło jej nawet przez myśl, że nie powinna tego wykorzystywać i tak pastwić się nad Esther, jednak szybko przypomniała sobie niepokojące zachowanie przyjaciółki z ostatnich dni i postanowiła nią lekko potrząsnąć. W dodatku chciała sprawdzić, co zrobiłaby Swan, gdyby spotkała się z tak ostrą reakcją od prawdziwego wroga. Czy wbijanie jej do głowy konieczności bycia twardą poszło na marne.
— Co ty sobie wyobrażałaś? Myślałaś, że się nie wyda?
Mówiąc to, oparła dłonie na kolanach i nachyliła się nad stołem, będąc tym samym bliżej dziewczyny. Widziała, jak drży jej podbródek i słyszała, jak pociąga nosem. Patrząc, jak łatwo można manipulować Esther, nie wiedziała czy ma się śmiać czy płakać. Doskonale pamiętała, że wrażliwość przyjaciółki pomogła jej przetrwać najtrudniejszy i najboleśniejszy okres w jej życiu, ale w każdej innej okoliczności ta sama cecha robiła z niej naiwniaczkę i słabeusza. Czuła się za nią odpowiedzialna i nie mogła pozwolić, by ktoś to w Esther wykorzystał.
— Ufałam ci! — rzuciła na koniec.
Jej Oskarowa rola bezlitosnego prokuratora była bardziej przekonująca niż się spodziewała. Esther wybuchła płaczem. Ruby poczuła, że przekroczyła granicę i szybko znalazła się koło przyjaciółki.
— Esti, uspokój się. Ja tylko żartowałam. Trochę przegięłam, przepraszam — mówiła spokojnie, jednak szloch dziewczyny zagłuszał jej słowa. Nie spodziewała się takiej reakcji u młodszej przyjaciółki, jednak nie chciała doprowadzać jej do większej histerii kolejnymi oskarżeniami. Na taką rozmowę będzie jeszcze czas. — Mała, patrz na mnie — powiedziała, łapiąc Esther za podbródek i kierując w swoją stronę. — Przestań się mazać.
Widząc zmarszczone brwi już nieco zniecierpliwionej Alvarez, blondynka zaczęła się powoli opanowywać. Przez moment była święcie przekonana, że wszystko wyszło na jaw. Może u Wyroczni, może gdziekolwiek indziej, ale wyszło. Była spalona. Skończona. A to tylko głupi żart. Bała się, czy jej reakcja mimo wszystko nie skieruje w jej stronę prawdziwych podejrzeń, że rzeczywiście ma coś na sumieniu. Jednak na tę chwilę Ruby bardziej zależało na powstrzymaniu jej płaczu. Niewiele denerwowało starszą dziewczynę tak bardzo jak czyjeś łzy. Uznawała to za skrajny przejaw słabości, niepotrzebne uzewnętrznianie się i wyraźny sygnał dla przeciwnika, że ma nas w garści. Esther odetchnęła głośno. O ile poprzednia złość Alvarez była udawana, tak zaraz mogła przemienić się w jak najbardziej prawdziwą.
— Dlaczego to zrobiłaś? — spytała z żalem Esther, gdy już się opanowała. — Bawi cię to?
Ruby wzięła głęboki wdech i uniosła głowę.
— Trochę — stwierdziła, po czym wypuściła powietrze i uśmiechnęła się lekko. — A teraz poważnie — zaczęła, unosząc w stronę Esther wskazujący palec. — Zapamiętaj sobie, że to cię właśnie czeka, jak zrobisz jakąś głupotę i wpakujesz się w kłopoty. I informuj, jak gdzieś wychodzisz, muszę przecież wiedzieć, gdzie cię potem ratować. Dokąd teraz poszłaś?
— Do Targes. Do biblioteki — odpowiedziała, nie bojąc się tym razem spojrzeć w oczy przyjaciółki. Z ulgą mogła powiedzieć jej prawdę. — Tam mi chyba nic nie grozi.
— A kto cię tam wie. Tak czy siak, mogłaś chociaż zostawić kartkę, napisać sms’a, cokolwiek. — Esther przytaknęła. Ruby dopiero teraz wróciła na kanapę. — Jeszcze jedno. Wiem, że sporo poświęciłaś, zadając Wyroczni swoje pytanie. Ale bardzo nam pomogłaś tym ostrzeżeniem i ja naprawdę to doceniam.
Słysząc to, blondynka spuściła wzrok i poczuła ogromny żal do siebie. Tak rzadko słyszała pochwałę z ust przyjaciółki, a teraz nawet nie potrafiła się nią cieszyć. Nie mogła być dumna z czegoś, czego nie dokonała.
— Zrobiłaś coś dla nas, więc chcę coś zrobić dla ciebie. Sprawiedliwy układ — kontynuowała ciemnowłosa.
— Nie, Ruby. Nie musisz, proszę — wtrąciła błagalnym tonem Swan. O ile zdarzało jej się już brać na siebie cudze kary, tak niezasłużone nagrody wprawiały ją w ogromne zakłopotanie.
— Nie przerywaj mi — odpowiedziała dziewczyna podniesionym głosem. Wyrażanie wdzięczności wychodziło z jej ust z niemałym trudem, ale wiedziała, że znając Esther może już nie mieć okazji, by jej niekontrolowane szaleństwa wyszły komukolwiek na dobre. Taka szansa zdarza się raz na życie, nie chciała jej przegapić. — Chcę ci powiedzieć o wyniku wizyty twojej Alfy u Wyroczni. — Zrobiła krótką pauzę i kontynuowała — Sama odpowiedź nic nam nie daje, kolejny mylący trop. Ale Sahima uprzedziła nas, że za trzy dni, w ciągu najbliższej pełni księżyca, każda Alfa będzie miała sen. Bardzo ważny sen. Będzie on miał związek z Wybawcą i pomoże go wskazać.
— Wszystkie Klany o tym wiedzą? — spytała Esther, którą ożywiły nowe informacje.
— Tylko Woda i Ogień. I tak ma pozostać — odpowiedziała. — Nie wiem, czy będą uruchamiać wtyki, sny to chyba zbyt delikatny temat i ciężko by było niepostrzeżenie wyciągnąć takie dane — dodała, z konsternacją analizując inne możliwości.
— Jakie wtyki? — rzuciła zaskoczona dziewczyna. Myślała,  że się przesłyszała. W głowie jej się nie mieściło, że przyjaciółka tak naturalnie wypowiada się w tej sprawie. — Czekaj, czekaj. My mamy jakichś szpiegów w innych Klanach?
Ruby oparła czoło na otwartej dłoni i pomasowała dwoma palcami skronie.
— Esti… — westchnęła bezsilnie. — Błagam cię, nie mów, że nie wiedziałaś. Każdy ma, to oczywiste. Ba, o niektórych szpiegach się nawet wie i pozwala im działać, żeby zobaczyć, co kombinują.
— I ty też wiesz, kto szpieguje u nas? — spytała wciąż niedowierzając.
— Wkraczasz w uprawnienia Rady, Esther. Nic więcej nie mogę ci powiedzieć — odezwała się tonem, który miał ostatecznie zakończyć ten temat.
— O Jamesie też wiedziałaś?
Ruby, która zaczęła już zbierać się do swojego pokoju, na to pytanie momentalnie się zatrzymała.
— Proszę?
— Czy wiedziałaś, że on też jest szpiegiem? — powtórzyła, patrząc uważnie na reakcję przyjaciółki. Widziała, jak marszczy brwi patrzy gdzieś w bok. — Nie ruszyła cię jego śmierć, nie byłaś nawet specjalnie zdziwiona, że to on. Teraz wszystko rozumiem — wyliczała, roztrzęsiona własnymi wnioskami.
— Nie, Esther, nic nie rozumiesz — zmroziła ją nagle wzrokiem Alvarez, przywracając sobie stanowczy ton. — Myślałam, że lepiej mnie znasz i będziesz wiedzieć, dlaczego nie rozpaczałam po nim tak jak ty. Wiedziałam czy nie, nie zasługiwał na moje łzy — odparła. — Zamiast snuć kolejne teorie, skup się na rzeczywistości. Czeka nas pracowity tydzień. Kronikarzom pewnie przyda się pomoc, te sny zrobią tu spore zamieszanie. No i jeszcze Sahima.
— Co z nią? — spytała Esther z lekkim niepokojem w głosie.
— Drias będzie do odbioru za parę dni. Nie wiem czy się wyrobię, więc może znów będziesz musiała do niej pójść. — Blondynka z ulgą stwierdziła, że jakimś cudem jej kłamstwo się nie wydało. Albo Ruby zapomniała o niej wspomnieć podczas swojej wizyty w Mistleen albo rozmowa nie wzbudziła w niej podejrzeń. Każda opcja ją cieszyła i uspokajała. Mimo to wiedziała, że nie zaśnie spokojnie tej nocy. Zresztą kolejnych również.
Pełnia zbliżała się wielkimi krokami. Zjednoczone Klany starały się jak najlepiej przygotować na nowe informacje — zadbać, by pojawienie się proroczych snów zostało tajemnicą oraz nie wzbudzając podejrzeń zebrać dane o wszystkich Strażnikach, którzy w jakiś sposób zaistnieli w Klanach, by potem spośród nich dopasować tych, których będzie można jakoś połączyć ze wskazówkami ze snów. Ruby większość czasu spędzała wśród Rady. Czasem nie zdążyła nawet zamienić słowa z Esther, bo wychodziła z domu, gdy ta jeszcze spała, a wracała z kolei późną nocą. Te trzy dni minęły szybciej niż ktokolwiek się spodziewał.
Niełatwo jest robić coś, gdy wszyscy patrzą nam się na ręce, kontrolują każdy ruch i oczekują cudów. Sprawa jest  trudna nawet jeśli chodzi o tak błahą i naturalną czynność jaką jest sen. Gdy za wysokimi, ciężkimi drzwiami sypialni czekali niecierpliwie Strażnicy, kronikarze wytrwale znosili kolejną nieprzespaną noc w bibliotece Targes, a w głowie dudniło echem przypomnienie, jak ważne wydarzenia mają się rozegrać, Abigail van Delle niemalże siłą mrużyła powieki. Jako Alfa musiała umieć radzić sobie ze stresem i odpowiedzialnością, więc zaciskając w pięściach satynową pościel, starała się uspokoić i rozluźnić mięśnie. Chciała to mieć już za sobą. Wiedziała jednak, że z tak naładowanym umysłem nie zdoła zasnąć, musiała oczyścić go z wszystkich myśli. Odrzuciła kołdrę i depcząc po białym snopie światła jaki rzucał do pokoju księżyc, podeszła do okna. Oparła dłonie na zimnym parapecie, zamknęła oczy i odetchnęła głęboko.
Nagle poczuła za sobą przyjemne ciepło. Silna, męska ręka objęła ją od tyłu w talii sprawiając, że całe napięcie zaczęło z niej uchodzić. Gorący, miarowy oddech ogrzewał jej kark. Sama nie rozumiała, czemu jej ciało w żaden sposób się nie broni przed nieznajomym. Wręcz przeciwnie, czekało na więcej czułości. Wstrzymała na moment oddech, gdy na jej szyi zaczęto składać czułe pocałunki. Odwróciła się powoli, kierując je wprost w swoje usta. Dłoń mężczyzny zdecydowanym ruchem przyciągnęła ją bliżej niego.  Całował coraz intensywniej, równocześnie kierując jej kroki w znanym tylko sobie kierunku. Chciała choć na moment otworzyć oczy i zobaczyć jego twarz, ale nie potrafiła poruszyć powiekami. Tak jakby umysł funkcjonował w oderwaniu od ciała, które z kolei nie zadawało żadnych pytań. Pragnęło tylko jednego. Jego.
Gwałtownie została pchnięta na łóżko. Jej wypielęgnowana skóra ślizgała się na szeleszczącej, satynowej pościeli. Ponownie spróbowała otworzyć oczy, jednak bezskutecznie. Gdy jej umysł walczył choć o jedno mrugnięcie, ciało całkowicie oddało się woli mężczyzny. Poczuła jego dłoń pod swoją koszulką. Nie mogła zaprzeczyć, że dotyk nieznajomego sprawiał jej coraz więcej przyjemności. Stłumiony rozsądek wciąż jednak domagał się poznania tożsamości. Przesunęła więc swoją dłoń z jego klatki piersiowej w stronę twarzy, być choć namacać sobie jej kształt i wyobrazić. Może ma charakterystyczny zarost, wąsy, kręcone włosy, cokolwiek. Szybko jednak jej ręka została przygwożdżona do łóżka na wysokości jej głowy. Razem z tym gwałtownym gestem do umysłu Abigail dotarło niespodziewane, silne przeświadczenie, że mężczyzna nie należy do jej Klanu. Nie wiedziała skąd, po prostu była tego pewna. To wywołało w niej niepokój. Zmuszała swoje ciało do obrony, wyrwania się z uścisku nieznajomego. Jednak nie miała nad nim żadnej kontroli. Wewnętrznie szarpała się na wszystkie strony, krzyczała, jednak nie miało to żadnego odbicia w rzeczywistości. Rosła w niej bezsilność. Zaczęła wpadać w panikę.
Nagle otworzyła oczy. Tak szeroko i gwałtownie, jakby mogła to zrobić tylko raz w życiu i w tym ułamku sekundy musiała zapamiętać wygląd wszystkiego dookoła. Łapiąc głośno powietrze, podniosła się do pozycji siedzącej. Skopawszy kołdrę na ziemię, zorientowała się, że jest w pokoju całkiem sama. I cały czas była. Przeczesała dłonią włosy, czując na czole kropelki potu. Do pokoju wpadało przez okno już nie światło księżyca, ale słońca. Odtwarzając sobie w głowie obrazy sprzed chwili, poczekała aż jej serce wróci w normalny rytm.
Wiedziała, że powinna jak najszybciej zrelacjonować swój sen, póki dobrze pamięta szczegóły. Nie chciała jednak wpuszczać Strażników do sypialni, gdy była w samej piżamie, do tego nieumalowana i nieuczesana. Nawet z rana musi przecież wyglądać jak Alfa. Dopiero po porannej toalecie i przebraniu się w bardziej reprezentacyjny strój wezwała do siebie podwładnych.
— Usiądźcie — poleciła, choć sama stała kilka kroków dalej. — Sen rzeczywiście był dziwny. Choć muszę przyznać, że spodziewałam się czegoś bardziej zawiłego, z mniej oczywistym przesłaniem.
— Co takiego ci się przyśniło, Pani? — spytał jeden ze Strażników, unosząc stalówkę pióra nad czystą kartką.
Van Delle odetchnęła.
— Śniła mi się kobieta i mężczyzna. — Ze zdziwieniem zaobserwowała, jak wszyscy rzucili się do notowania, choć właściwie nie przeszła jeszcze do najważniejszego. — Oboje pochodzili z różnych Żywiołów. Mimo to zdawali się znać bardzo dobrze i…  — zatrzymała się, szukając odpowiedniego słowa — byli dość zżyci.
— Rozpoznałaś, Pani, ich twarze? — zapytał jeden ze Strażników.
Alfa zamyśliła się. Nie chciała przyznać, że nie była jedynie obserwatorką, a pełną uczestniczką tych wydarzeń. Dlaczego ktoś z jej pozycją miałby zostać powiązany z jakimś urojonym romansem? Tu nie chodziło o wstyd, ale o autorytet i szacunek.
— Ich twarze były zamazane — odpowiedziała, niewiele mijając się z prawdą, bo we śnie rzeczywiście nie widziała, z kim miała do czynienia.
— Czy pamiętasz, Pani, coś charakterystycznego? Czy coś zwróciło twoja uwagę? — pytał inny, skupiony na pisaniu.
— Całowali się — powiedziała w końcu. Na te słowa wszystkie pióra zastygły, a oczy Strażników wbiły się w Alfę. Potem rozejrzeli się po sobie ze zdziwieniem.
— Chcesz powiedzieć, Pani, że ludzi z różnych Klanów łączyła miłość?
— Nie wiem, czy miłość. Wiem tylko, że się całowali, potem się obudziłam. Nic więcej nie wiem — zakończyła.
Widziała, jak jej słuchacze wymieniają między sobą szepty. Zerkali na nią jeszcze kilka razy w nadziei, że dopowie więcej szczegółów, jednak nie doczekali się już żadnego słowa z ust Abigail. Zamknęli więc zeszyty, pożegnali się i skierowali prosto do biblioteki w Targes.
Kobieta również nie została długo w swojej sypialni. Była niezwykle ciekawa, co takiego przyśniło się Alfie Klanu Ognia i czy jego sen również miał tak osobistą formę. Czym prędzej więc udała się na spotkanie z nim.
— Wyspałaś się? — usłyszała za sobą van Delle.
Odwróciła się szybko i zobaczyła Lorcana idącego w jej stronę z kubkami kawy w obu dłoniach. Wręczył jej jeden, po czym oboje usiedli przy stole.
— Tak, a ty? — odparła, unosząc brew.
— Nawet nie pytaj — westchnął i upił spory łyk kawy. — Przez całą noc słyszałem ryk jakiegoś bachora.
— Słucham? — Abigail nie kryła rozbawienia, widząc podirytowanego mężczyznę.
— No tak jak mówię. Cały mój sen to nieustanny płacz małego dziecka czy tam noworodka, cholera go wie. Darł się jakby go zarzynali. — Kobieta parsknęła śmiechem, czym zwróciła na siebie uważne spojrzenie Lorcana. — A tobie co się śniło?
— Jakaś całująca się para. — Na te słowa mężczyzna zakrztusił się kawą. — Byli z różnych Żywiołów.
— Czekaj, czekaj, piękna — zaczął, kręcąc głową. — Przez całą noc patrzyłaś jak jacyś przypadkowi zakochańce romansują?
— Nie do końca przypadkowi — zaczęła niepewnie. Upiła nieco napoju, by dać sobie więcej czasu do namysłu. — To, co ci teraz powiem, zostaje między nami, jasne? — Mężczyzna od razu przytaknął. — To ja byłam tą kobietą. Śniło mi się, że to wszystko dzieje się jakby mnie. Nie sądziłam, że te sny będą w takiej formie.
Lorcan zamyślił się w ciszy. Próbował połączyć wszystkie informacje i stworzyć z nich logiczną całość. Uśmiechnął się szeroko, gdy w jego głowie ułożył się jeden z jego planów doskonałych. Widząc pytający wzrok Abigail, wstał i dosiadł się do niej. Zabrał jej kubek z dłoni i postawił go na stole, by mieć pewność, że nic nie rozproszy jej uwagi.
— Pomyśl o tym tak. Przepowiednia mówi o dwóch zjednoczonych Klanach. — Z łobuzerskim uśmiechem zaczął kilkakrotnie wskazywać palcem na siebie i kobietę. — Mówi też o jakimś potomku. A teraz uwaga, werble. Tobie się śniło, że całowałaś się z jakimś gościem z innego Żywiołu, a mnie się śniło jakieś dziecko. — Usilnie wpatrywał się w Abigail, domagając się, by pojęła jego oczywiste wnioski. W końcu przysunął się bliżej blondynki i zniżając ton głosu, spytał wprost — Może spróbowalibyśmy spełnić tę przepowiednię?
— Daj spokój, napaleńcu. To był tylko głupi sen, tu wcale nie chodziło o mnie. — Przewróciła oczami i odepchnęła go lekko od siebie.
— Ale mogło. Trzeba sprawdzić każdą opcję. Dla dobra naszych Klanów — zaczął, unosząc dłoń do góry w uroczystym geście — poświęcę się.
Kobieta zaśmiała się cicho. Di Trego wykorzystał jej chwilową nieuwagę i pchnął ją na plecy, osaczając ją z obu stron swoimi wyprostowanymi rękoma. Pochylał się nad nią i patrzył prosto w oczy. Nie widząc w nich gniewu ani oburzenia, zbliżył się, by ją pocałować.
— Nie tak prędko. — Zatrzymała go, kładąc palec na jego ustach i odsuwając nieznacznie. — Nie potrafiłeś znieść jednej nocy z płaczącym dzieckiem, a wytrzymałbyś tak dzień w dzień przez kilkanaście miesięcy?
— Fakt — zaśmiał się. — Ale nie oszukujmy się. Matką roku to ty też byś nie była.
Z założenia zabawny przytyk wywołał nieprzyjemne ukłucie w jej sercu. Rzeczywiście zrezygnowała z macierzyństwa na rzecz kariery i budowania autorytetu wśród ludzi, ale co jakiś czas pojawiała się w niej myśl o tym, jak mogłoby wyglądać jej życie, gdyby miała dziecko. Cały dobry humor prysł w jednej chwili, co nie umknęło uwagi Lorcana. Mężczyzna chciał przywrócić jej uśmiech odrobiną czułości, jednak kobieta odepchnęła go od siebie, tym razem szybko i zdecydowanie. Podniosła się i wygładziła koszulę. Przybierając na nowo twarz profesjonalistki, wstała z kanapy, zostawiając na niej zawiedzionego Alfę.
— Mam dużo pracy — stwierdziła bez emocji. — Ty zresztą też.
Odkąd sny stały się jawne dla wybranych osób z obu Klanów, poszukiwania ruszyły pełną parą. Kronikarze wraz z nieliczną grupą Strażników zaczęli przeszukiwać księgi i sprawozdania, by znaleźć w nich jakieś powiązania z najnowszymi wskazówkami. Sprawdzano przede wszystkim wzmianki o ostatnich urodzonych w Klanach dzieciach oraz znane przypadki romansów między odmiennymi Żywiołami. Tych drugich jednak było bardzo niewiele, a sami kochankowie dawno ponieśli już konsekwencje. Sprawę znacząco utrudniał fakt, że wszystkie dotychczasowe poszlaki kierowały na martwe osoby — Alfa Wody usłyszała od Wyroczni, że Wybawca nie żyje, a zakazane relacje między Klanami karano śmiercią. Do tego płacz dziecka, który z niczym się nie łączył.
Nic więc dziwnego, że przy takim ogromie pracy, zaangażowana we wszystko Ruby wróciła do domu dopiero następnego dnia nad ranem. Niezadowolona z efektów wielogodzinnego przerzucania kartek, oznajmiła światu swój powrót głośnym trzaśnięciem drzwi. Esther również pomagała kronikarzom, jednak zmęczenie okazało się w jej przypadku silniejsze i od razu padła na łóżko. Gdy obudziła się po paru godzinach, jej przyjaciółka była na nogach. Blondynka nie była nawet pewna, czy Ruby odpoczęła choć na moment. Gdy uchyliła drzwi jej pokoju, zobaczyła ciemnowłosą dalej pogrążoną w zapiskach. Przerzucała nerwowo kartki, coraz szybciej i szybciej, jakby znała je już na pamięć, ale i tak uparcie doszukiwała się w nich istotnych szczegółów, które pominęła. Nagle z wściekłością cisnęła jedną z książek w ścianę i zrezygnowana wczesała palce w rozczochrane włosy.
— Ruby, może… — zaczęła cicho Esther, chcąc uspokoić przyjaciółkę. Widziała, jak bardzo jej na tym wszystkim zależy.
— Wynoś się! — warknęła Alvarez przez zaciśnięte zęby.
— Chciałabym ci jakoś po…
— Wyjdź! — krzyknęła ponownie. — Nie dziś, rozumiesz? Nie dziś… — dodała bardziej z żalem niż złością.
Esther, chcąc uszanować wolę przyjaciółki i dać jej czas na uspokojenie się, opuściła pokój, zamykając cicho drzwi. Patrząc, w jakim była stanie, na rozmowę nie było szans. Jednak mimo iż wiedziała, że Ruby niełatwo akceptuje porażki, to ta wręcz agresywna reakcja wydała jej się dziwna. Ciemnowłosa umiała opanowywać emocje jak nikt inny, więc skąd ten nagły krzyk i rzucanie przedmiotami. Nie ruszyła ją śmierć Jamesa, a teraz wyżywała się na książkach. Coś tu było nie tak. Esther zbyt dobrze znała przyjaciółkę, by zignorować takie zachowanie. Zaczęła przeszukiwać wspomnienia z ostatnich dni, by znaleźć wyjaśnienie. Jednak szybko doszła do wniosku, że tylko jedna rzecz potrafiła doprowadzić Ruby do takiego stanu. Dla pewności spojrzała na datę w kalendarzu. 8 kwietnia. Westchnęła ciężko. Naprawdę nie chciała zobaczyć tej cyfry. Teraz wiedziała już, że to będzie bardzo trudny dzień.
Nic, dalej nic!
Rzuciła książki na łóżko, po czym sama na nim usiadła i schowała twarz w dłoniach. Domyślała się, że nie będzie łatwo, ale nie spodziewała się, że nie znajdą kompletnie nic. Co prawda zapisali nazwiska, które w jakimś stopniu można było połączyć ze wskazówkami, ale to wciąż gdybania. Ona chciała już fakty. Zwłaszcza teraz, gdy otworzyły się nowe możliwości, wierzyła, że coś ruszy. Rosła w niej bezsilność i irytacja. Miała ogromną motywację, wiedziała, że nie robi tego dla siebie. Zwłaszcza w taki dzień jak dziś czuła, że powinna dać z siebie wszystko. 2 lata. Dokładnie tyle minęło odkąd straciła wszystko, co kochała. Nic wcześniej ani później nie wstrząsnęło nią tak bardzo, jak śmierć Ethana. Jednak ból zawsze był dla niej bodźcem do działania, im większy tym silniejszym. Tę walkę mogli wygrać, mieli przewagę i wszystko zmierzało do zwycięstwa. Wciąż widziała przed oczami, jak nagle znikąd pojawia się wataha wilków. I gdy jeden z nich rzuca się na jej narzeczonego. Choć od razu zerwała się do biegu, do dziś wypominała sobie, że powinna być szybsza, zareagować inaczej. Może wtedy Ethan wciąż byłby przy niej.
Nabrała gwałtownie powietrza na to wspomnienie. To właśnie od tych wydarzeń bardziej zżyła się z Esther. Podczas gdy wszyscy wokół tylko jej współczuli, ona jedna wiedziała, jak pomóc jej się pozbierać. Ruby była jej za to wdzięczna, tym bardziej, że w tamtym okresie blondynka sama musiała odsunąć własne problemy, by skupić się na przyjaciółce. Teraz, gdy mijała druga rocznica jego śmierci, wiedziała, że nigdy nie przestanie go kochać. Jednak choć z każdym kolejnym dniem coraz bardziej godziła się z jego brakiem, to nigdy nie zapomni, kto jej go odebrał. Nienawidziła wilków jak nikt inny i w każdej chwili była gotowa wybić je co do jednego, by pomścić śmierć Ethana. Na samą myśl o tych zwierzętach rozsadzała ją złość.
Nagle wstała z łóżka i odetchnęła głęboko. Dość wspomnień, wystarczy. Czas skupić się na tu i teraz. Odgarnęła włosy do tyłu i wyszła z pokoju. Wiedziała, że Esther również wzięła do domu jakieś książki z biblioteki i chciała je od niej pożyczyć. W domu panowała cisza, co wcale nie dziwiło Ruby. Po tym jak nakrzyczała na przyjaciółkę, ta pewnie nie chciała jej wchodzić w drogę i zamknęła się u siebie. Ciemnowłosa podeszła do sypialni blondynki, jednak ku swojemu zaskoczeniu zobaczyła na drzwiach małą, żółtą karteczkę. Odkleiła ją i przeczytała krótką, pisaną odręcznie wiadomość:
„Poszłam do Sahimy odebrać drias.
Wdech i wydech. Wierzę w Ciebie.
Przetrwamy ten dzień.
Esti”
Uśmiechnęła się lekko, widząc, że jej udawany ochrzan przyniósł efekty i młoda wreszcie zaczęła informować o swoich nagłych wyjściach. Zgięła karteczkę i rzuciła gdzieś na szafkę, po czym śmiało pchnęła drzwi. Te gwałtownie się rozchyliły, szarpiąc za sobą całą dziewczynę. Okazało się, że okno w pokoju było otwarte i zrobił się przeciąg. W pierwszej kolejności więc podeszła, by je zamknąć. Dopiero teraz rozejrzała się w poszukiwaniu potrzebnych książek. Jednak jej wzrok od razu zatrzymał się na czymś innym. Na łóżku Esther leżała duża, biała koperta. Ruby zmarszczyła brwi i podeszła do niej. Obejrzała ją z każdej strony, jednak nie znalazła danych nadawcy. To jeszcze bardziej ją zaciekawiło, jednak nie chciała otwierać cudzej korespondencji. Spuściła wzrok w zamyśleniu.  Wtedy dostrzegła odciski butów na podłodze. Powiodła za nimi wzrokiem i ze zdziwieniem zorientowała się, że prowadzą do okna. Wniosek nasunął jej się sam, jednak była zdziwiona, że adresat zostawił po sobie tyle śladów. Albo był amatorem, albo chciał jasno przekazać, że list nie dotarł tu tradycyjnie. Ten trop sprawił, że dziewczyna bez wahania otworzyła kopertę. Cokolwiek to było, jeśli zostało dostarczone anonimowo przez okno, nie mogło oznaczać nic dobrego. Zwłaszcza jeśli jego odbiorcą miała być Esther. Ruby odwróciła kopertę do góry nogami i potrząsnęła. Zawartością przesyłki okazało się kilka starych kartek. Na koniec wyleciała jeszcze karteczka z krótką wiadomością:
„Jeśli Ci życie miłe, nikomu o tym nie mów”
Po takim ostrzeżeniu Alvarez od razu zaczęła przeglądać znaleziska. Przyjrzała im się dokładnie. Nie były to wydruki czy kopie, a raczej oryginalne strony z jakiejś starej książki. Skoro było ich tylko kilka, to pewnie zostały wyrwane lub tylko one ocalały ze wszystkich. Na jednej z nich zobaczyła rysunek przedmiotu, który widziała po raz pierwszy w życiu. Przedstawiał naszyjnik składający się z granatowo-fioletowego koła, a z lewej strony otaczał go półksiężyc. Zapamiętując jego wygląd, zabrała się do czytania. Już po kilku zdaniach była pewna, że za wszelką cenę musi go zdobyć.

5 komentarzy:

  1. Zastanawia mnie dlaczego Ruby nie nabrała żadnych podejrzeń po tym płaczu Esther. To było dość wymowne i wydaje mi się, że nawet bardzo wrażliwa osoba nie rozpłakałaby się podczas takiej sceny, gdyby nie miała nic do ukrycia. Także w głowie Ruby powinna się chyba zaświecić jakaś lampka ostrzegawcza ;D Aczkolwiek bardzo podobał mi się ten fragment. Ruby nieźle zrobiła ją w konia i byłam pewna, że teraz wszystko się wyda. A Ty mnie zaskoczyłaś i nie ;) Cieszy mnie to ;D

    Mega podobało mi się jak opisałaś ten sen Alfy. Uwielbiam zagadki i tajemnice każdego typu, dlatego ciekawi mnie jaki związek z tym z snem mają członkowie Klanu. A może to zapowiedź, że Alfa zakocha się w kimś z innego Klanu? Może urodzi mu dziecko, a w tych snach została po prostu pokazana przyszłość? A może tu w ogóle nie chodzi o nią? Kurde, to wszystko jest na razie mocno zagmatwane, nie wiem czegoś się chwycić, ale to też mi się podoba. Z coraz większą ciekawością tu przychodzę;)
    No i jeszcze list! Był zaadresowany do Esther, Ruby go otworzyła i teraz jestem już pewna, że zacznie coś podejrzewać. No dobra… nie jestem pewna, ale tak mi się wydaje. Za to pewna jestem co do tego, że Esti niebawem wybuchnie, bo nie będzie potrafiła dłużej oszukiwać przyjaciółki. Chyba nie jest typem osoby, która potrafi długo trzymać coś w sobie.

    Pozdrawiam i czekam na kolejny! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nikt nie mówi, że się czerwona lampka nie zapaliła :D Ale rzeczywiście, mogłam to jakoś bardziej zaznaczyć. Ruby na pewno w końcu zacznie wyciągać informacje od Esther (już tak naprawdę), zwłaszcza po znalezieniu tej przesyłki. W tamtym momencie nie chciała potęgować u Esti histerii, nie miała też konkretnych dowodów na swoje podejrzenia.
      Cieszę się, że fragment ze snem przypadł do gustu, tym bardziej, że poświęciłam mu zdecydowanie najwięcej czasu w tym rozdziale ;) Okropnie korci, żeby podać więcej szczegółów, a przynajmniej takich, które bardziej się ze sobą łączą, ale nie chcę żeby rozwiązanie było oczywiste, jednoznaczne. Póki co cel osiągnięty jak widzę :P
      Tak, list i znalezione karty zdecydowanie zmuszą Ruby do działania. Zacznie coś podejrzewać, tego możesz być pewna.

      Dziękuję bardzo za komentarz,
      również pozdrawiam! :)

      Usuń
  2. Gdzie ty się podziewasz? Ani nie ma od miesiąca kolejnego rozdziału, ani ciebie nigdzie nie widuję byś coś u kogoś czytała. Chyba nie zamierzasz znowu się ulotnić, prawda?

    Co do Ruby, to mnie zaskoczyła, negatywnie. Stała się taka... wyrachowana w moich oczach, świadoma wielu rzeczy, które dla Esther wydawały się być tylko snem, dziać gdzieś daleko. Ruby bardziej realnie patrzy na świat, nie przez pryzmat różowych okulusów xD

    Sen mnie rozbawił i jeden i drugi. Pierwszy gdy Alfa się tak wymigiwała, by powiedzieć prawdę, że to ja ten sen dotyczył. Drugi, gdy ten narzekał na płacz dzieciaka, co się darł jakby go zarzynali.

    Przyszły mi na myśl dwie rzeczy odnośnie wybrańca. Pierwszy dotyczył tego, że wybawca nie żyje, ale mógł pozostawić po sobie potomka, który był właśnie takim mieszańcem. Drugi taki, że wybawca nie żyje, bo jeszcze się nie narodził, a to z kolei może dotyczyć tego, że ten romans między reprezentantami dwóch żywiołów może dopiero nadejść i to dziecko może się dopiero począć, narodzić, złączyć żywioły w jedno, może nawet jakiś cudem mieć wszystkie cztery żywioły w sobie, być jakimś takim zlepkiem, np mieć dziadków każdego z innej parafii.

    Podoba mi się nazwisko Alvarez, chyba je wykorzystam xD

    Pozdrawiam
    j-i-s.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem, jestem! Absolutnie nigdzie nie znikam. Przez remont nie miałam dostępu do laptopa (zrywanie podłóg w całym domu, malowanie, tapetowanie, eh, nigdy więcej... najgorzej remontować i mieszkać jednocześnie). Stąd cisza z mojej strony, przepraszam. Ale teraz już jest wszystko na miejscu, rozdziały pojawią się szybciej.
      Czekaj... to, że Ruby patrzy na świat realniej niż Esther było dla Ciebie negatywnym zaskoczeniem? xD
      Zawsze ciekawie się czyta Twoje komentarze. Masz tyle teorii :D Nie przypuszczałam, że można ich stworzyć aż tak wiele, tym bardziej, że każda brzmi sensownie. Serio. Także podziwiam kreatywność ;)
      Haha, bierz :p

      Również pozdrawiam i dziękuję za komentarz :)

      Usuń
  3. Myślałam, że przeczytałam wszystko i będę na bieżąco, ale był to błąd! Nie mniej, napiszę komentarz tego, co zdązyłam już przeczytać.
    Bardzo mi się podoba, jak piętrzysz jakiś spisek, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Bohaterów stawiasz przed trudnymi wyborami, które nie są sztampowe i nienaturalne. Lubię takie rozwiązania, bo przynajmniej mam wrażenie, że postaciom coś nie wychodzi, a przecież tak ma być. Interesuje mnie także zagadka śmierci tego chłopaka, którego imienia nie pamiętam. Może za jego zgonem nic nie stoi, ale skoro jest tak ważną postacią, która przewija się dość często i sposób, w jaki oni obchodzą rocznicę śmierci pozwala wysnuć wniosek, że jest coś w tym więcej i liczę, że mnie nie zawiedziesz.
    Czyta się genialnie. Sądziłam, że wyrosłam z takich książek, ale pokazałaś mi, że nadal są twory, które mimo swego gatunku, warto czytać.
    Przepraszam, jeśli mój komentarz jest taki, jakbym się wymądrzała. Ostatnio ktoś mi na to zwrócił uwagę, ale czytam książki, piszę do nich opinie i jak czytam bloga, to oceniam go jak książkę i tak wychodzi. Do twojego bloga nie mam uwag. Czasami pojawiały się dręczące literówki, ale nie było ich zbyt dużo, więc nie przeszkadzały. Chyba tylko nie do końca podobało mi się wprowadzenie tej wróżbitki i biblioteki, bo tak troszkę za nagle się pojawili.
    Weny, czasu, sprawnego kompa
    Pozdrawiam
    Rolaka
    http://granica-olimpu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Layout by Yassmine