—
Przesadziłam — stwierdziła krótko Abigail van Delle, wbijając wzrok w podłogę.
Jej
jedyny rozmówca pokręcił jednak przecząco głową na te słowa. Lorcan di Trego
był wysokim, postawnym mężczyzną o zielonych oczach. Miał niezwykle mimiczną
twarz, co sprawiało, że wyraźnie widać było na niej wszystkie, nawet
najmniejsze, emocje. Z daleka wyglądał na łysego, jednak lekko siwiejące włosy
miał ścięte prawie tuż przy skórze. Duże zakola zdradzały, że przeżył już pół
swojego życia. Ale ponieważ nigdy nie zwracał uwagi na cyfry, więc i ta piątka
z przodu nie ograniczała go w żaden sposób. Żywioł, do którego należał,
definiował go w stu procentach. I choć większość znała go jako rozsądnego,
konsekwentnego Alfę Klanu Ognia, dla Abigail był po prostu wyrośniętym chłopcem
o niebywałym farcie.
—
Sahima nie obraża się o byle co. Gdyby tak było, już dawno otrułaby mnie
wywarem ze szczurzego ogona albo jakiegoś innego karalucha — odparł mężczyzna i
machnął ręką od niechcenia dla potwierdzenia swoich słów.
—
Powiedziałam jej, że jest bezużyteczna — skrzywiła się. — Po prostu bardzo mi
zależało na tej odpowiedzi, a wyszłam praktycznie z niczym.
—
Nie z niczym, Abi. Mamy sporą przewagę nad resztą Klanów. Oni nie mają pojęcia,
że akurat to, co przyśni im się za trzy dni, będzie znaczyć więcej niż to, co
śniło im się wczoraj i rok temu. Zapomną o tych snach jak o wszystkich innych.
My za to zdobędziemy cenne wskazówki.
—
Może masz rację… — westchnęła.
—
Oczywiście, że mam — stwierdził, wkładając ręce do kieszeni swoich czarnych
spodni. — Trzeba będzie poinformować kronikarzy. Zajmę się tym.
Kobieta
posłała mu krótki uśmiech. Nadchodzące wydarzenia zapowiadały się bardzo
obiecująco. Doświadczenie kazało jej jednak nie uczestniczyć w nich samej, ale
zaangażować wszystkie przydatne osoby, by nie przepuścić takiej okazji.
Kronikarze byli zdecydowanie pierwsi na liście. Księgi, zwoje, stare zapiski, objaśnienia,
legendy i historie sprzed lat były całym ich życiem, nie miały przed nimi
tajemnic. Trudno się dziwić, jeśli większość czasu przebywali w bibliotece. I
to nie byle jakiej. Siedziba Klanu Ognia, Targes, zgromadziła największą i
najbardziej pożądaną kolekcję, której wiedzy strzegą właśnie kronikarze. Jeśli
ktoś miałby pomóc objaśnić znaczenie tych snów, powiązać je z przepowiednią, a
może nawet z konkretnymi osobami — to tylko oni. Za ich sprawą powstała wcześniej
lista nazwisk potencjalnych Wybawców, którą to nie tak dawno odzyskała cudem
Esther. Spis ten jednak pewnie wkrótce ulegnie zmianie. Musieli więc wiedzieć,
że niedługo czeka ich wiele pracy, możliwie najważniejszej w całej karierze.
Odkąd
Alfa Wody wróciła od wyroczni, zawrzało w obu sprzymierzonych Żywiołach.
Wszyscy byli ciekawi, jaką odpowiedź usłyszała i jak to wpłynie na dalsze
poszukiwania Wybawcy. Jednak nim te informacje obiegną oba Klany, najpierw
musiała je usłyszeć Rada, do której oprócz Alf należały najważniejsze osoby w
Żywiole Wody i Ognia. Stworzoną ją gdy tylko zawarto sojusz i przez te ponad
trzy lata nie zmieniono ani jednego jej członka. Podejmowali oni decyzje,
organizowali wyprawy, odwety, ataki, taktyki obrony, zarządzali wszystkim i
wszystkimi. Ich decyzje nie podlegały dyskusji i naprawdę rzadko zmieniali
zdanie. Swoje miejsce w Radzie miała również Ruby Alvarez. Mimo że była
najmłodsza z całego składu, bez wątpienia przodowała w energii, pomysłach,
uporze i determinacji. Nigdy jednak żadna inna narada nie ekscytowała ją jak ta,
którą zwołano, gdy tylko van Delle wróciła z Mistleen. Dziewczyna czuła, że
bierze udział w czymś przełomowym, wręcz historycznym, a to napędzało ją do
działania.
—
Przy okazji, Esther — krzyknęła Ruby, kompletując z różnych pokoi wszystko, co
powinna ze sobą zabrać. Swan wolała jej teraz nie przeszkadzać, więc zajęła się
swoimi sprawami. — Robiłam ostatnio mały przegląd. Mamy jeszcze drias czy jednak
sprzedałaś wszystko na czarnym rynku i jesteśmy już milionerkami?
Drias.
Przez ostatnie zawirowania, blondynka zupełnie o tym zapomniała. A co jak co,
ale o stały zapas mikstury usuwającej Bezmocnym z pamięci obrazy, które nigdy
nie powinny się tam pojawić, trzeba dbać. Dokładny schemat jej produkcji był
znany tylko jednej osobie, która to wytwarzała ją na potrzeby wszystkich
Klanów.
—
Ostatnio był mi potrzebny i to faktycznie mogła być ostatnia porcja, którą
miałyśmy — odpowiedziała Swan, widząc przed oczami wspomnienie trajkoczącej
dziewczyny śpieszącej się na autobus, którą na koniec znajomości poczęstowała
kawą. Z małym dodatkiem, oczywiście.
—
Dzięki, że mówisz od razu — westchnęła Ruby, stając wreszcie w jednym miejscu i
opierając się o framugę drzwi do pokoju Esther. Zgięła jedną nogę i próbowała
wcisnąć na nią dość opornego glana. — W takim razie zahaczę o Sahimę, jak będę
wracać z narady.
Blondynka
momentalnie zbladła na dźwięk tego imienia. Wiedziała, że nie było innego
sposobu na zdobycie driasu jak tylko poprosić staruszkę, by go przygotowała.
Jednak wyrocznia była również osobą, która błyskawicznie mogłaby odkryć
wszystkie tajemnice Esther przed jej przyjaciółką. Już sam fakt, że stała się
przykrywką jej prawdziwego informatora rzucałby na dziewczynę podejrzenia. A
kłamstwo o pytaniu, które nigdy nie padło, zdemaskowałoby ją całkowicie. Nie
mogła dopuścić, by Ruby się tam pojawiła.
—
Ja tam pójdę — zaoferowała szybko. — Po naradzie będziesz zmęczona, pewnie znów
będą cię trzymać kilka godzin.
—
Daj spokój. Niejedną imprezę się zaliczyło po naradach, więc i na Sahimę znajdę
siły — odparła z uśmiechem.
—
I tak będę się nudzić. Naprawdę chętnie cię wyręczę. Zresztą ja wykończyłam, ja
pójdę po nową — naciskała dalej blondynka.
—
Przecież nie będziesz odwiedzać wyroczni codziennie — parsknęła, wsuwając ręce
w rękawy swojej czarnej, skórzanej kurtki. — Nie martw się, pozdrowię ją od
ciebie i podziękuję w twoim imieniu za pomoc — dodała, po czym jednym szybkim
ruchem dłoni wyciągnęła swoje długie, ciemnobrązowe włosy spod kurtki. Gęste
loki rozlały się po jej plecach.
Na
te słowa Esther zerwała się z fotela jak oparzona. Ruby nie tylko tam pójdzie,
stwarzając sytuację do ujawnienia jej kłamstwa, ale też sama rozpocznie ten
temat. Najgorszy scenariusz właśnie się realizuje.
—
Proszę cię, ja naprawdę…
—
Esti. Co ci tak zależy nagle, co? — spytała w końcu Ruby, stając przed Swan z
założonymi rękami na piersiach.
Mówią,
że kłamstwo ma krótkie nogi, ale to nie zdążyło się nawet dobrze rozpędzić do
Mistleen, a już wyjdzie na jaw w pokoju Esther. Blondynka zmieszała się
momentalnie i unikała wzroku przyjaciółki na wszystkie sposoby.
Krótką
— choć w odczuciach młodszej dziewczyny trwającej wiecznie — ciszę przerwał
błysk, który pojawił się za plecami Ruby. Ogniste płomienie zatoczyły okrąg,
tworząc portal przenoszący wprost na posiedzenie Rady. Esther przełknęła ślinę.
Pierwszy i prawdopodobnie jedyny raz poczuła na widok ognia prawdziwą ulgę.
Alvarez nie zwlekała długo i po krótkim, podejrzliwym zlustrowaniu przyjaciółki
wzrokiem, wskoczyła w przejście. Od nadmiaru wrażeń i stresu, blondynce
zakręciło się w głowie i namacawszy dłonią fotel, opadła na niego bezsilnie.
Niewiele brakowało,
przeszło jej przez myśl.
Nic
bardziej nie skłania do myślenia niż samotność, chwile, gdy sami jesteśmy dla
siebie jedynym rozmówcą. Pewnie dlatego wiele życiowych, filozoficznych,
głębokich refleksji prowadzimy właśnie pod niepozornym prysznicem. Jednak
wysłużony, miękki fotel zajmuje drugie miejsce w tym rankingu. Właśnie tam
Esther starała się kolejny raz udowodnić swojemu umysłowi, że wszelkie kontakty
z wrogiem były od początku błędem. I to błędem z kategorii domino, kiedy to jedna nieprzemyślana decyzja popycha kolejne i
kolejne, do momentu aż runie całe zaufanie i szczerość.
Bała
się. Okropnie się bała, jak zareaguje Ruby, gdy dowie się o wszystkich
ostatnich kłamstwach. Czuła, że bardzo ją zawiodła. I siebie również. Tak
niewiele było potrzeba, żeby uwierzyła obcemu mężczyźnie, wrogowi i dla niego
zaczęła oszukiwać jedyną osobę, która zawsze stała po jej stronie. Co ona sobie
myślała? Że uratuje innych? W pojedynkę, na przekór wszystkim, wbrew zasadom i
własnemu sumieniu? Znalazła się… wybawczyni.
Prychnęła,
zażenowana własną naiwnością. Czas wreszcie powiedzieć przyjaciółce prawdę.
Przyznać się szczerze do wszystkiego, przeprosić i starać się odzyskać jej
zaufanie. Jednak wcale nie ułatwiała jej tego myśl, że ktoś ją w tym wyprzedzi,
że to nie od niej Ruby dowie się o spotkaniach z Caspianem, ale przypadkiem,
niespodziewanie od wyroczni. Ta wizja przygnębiała najbardziej.
Nagle
usłyszała pukanie do drzwi. Momentalnie zbladła, wiedząc, że właśnie nadeszła
chwila trudnej rozmowy z przyjaciółką. Ona już o wszystkim wie. Bez większego
entuzjazmu podeszła do drzwi, opóźniając do granic możliwości ten okropny
moment. Usta zaczęły jej drżeć, a oddech przestał być spokojny i regularny.
Chwyciła niepewnie klamkę i pociągnęła ją powoli.
—
Tęskniłaś? Bo ja bardzo.
Przez
pierwsze sekundy była pewna, że wyobraźnia ją nabiera, że to nie dzieje się
naprawdę. Widząc przed sobą mężczyznę, którego właśnie wykreśliła ze swoich
wspomnień i postanowiła znów definitywnie zakończyć z nim znajomość, dostała
ataku paniki. Sumując pospiesznie plusy i minusy trzaśnięcia mu drzwiami przed
nosem, nerwowo rozglądała się na boki. Przeraził ją fakt, że niedoszły
sprzymierzeńca tak szybko odnalazł jej adres i bez żadnych krępacji czy obaw,
nachodzi ją we własnym domu. Jak bardzo może ją jeszcze zaskoczyć jego upór? I
jej własna głupota…
—
Caspian, co tu robisz? Natychmiast się stąd wynoś! — wykrzyczała stanowczo, gdy
wreszcie była w stanie wydobyć z siebie głos. Momentalnie jednak ściszyła ton,
przypominając sobie, jak bardzo by nie chciała, by ktokolwiek ją teraz usłyszał
i zobaczył.
—
Coś tak nagle zdziczała, maleńka? — Uniósł jedną brew ze zdziwieniem i zrobił
śmiało krok naprzód.
—
Nie, ani się waż — warknęła Swan, zatrzymując go ruchem dłoni. — Mam przez
ciebie same kłopoty, rozumiesz? Jeszcze nawet nie zdecydowałam czy w ogóle się
na to piszę, a już zdążyłam kilka razy okłamać najlepszą przyjaciółkę.
—
Chcesz, to możemy spotkać się z nią we trójkę. Jeśli jej ufasz, ja też mogę —
zaoferował, czym lekko zaskoczył Esther.
—
Wykluczone. — Szybko się jednak otrząsnęła i kontynuowała najbardziej
zdecydowanym tonem jaki umiała u siebie stworzyć — Zostaw mnie w spokoju.
—
Esther, proszę… — jęknął błagalnie i znów spróbował zbliżyć dziewczyny.
—
Nie.
Mówiąc
to, uderzyła go otwartą dłonią w klatkę piersiową i z całej siły go od siebie
odepchnęła. Caspian jedynie minimalnie drgnął, ledwo czując na sobie ten gest. Nagle
blondynka wyczuła pod palcami kształt, który zdawał się być znajomy. Zabrawszy
rękę, zobaczyła znów ten niezwykły naszyjnik, od którego ostatnio nie mogła
oderwać wzroku. Przez moment poczuła żal, że już nie będzie miała okazji
dowiedzieć się czegoś więcej o tym intrygującym przedmiocie, jednak szybko
otrząsnęła się z tej myśli. Musiała przecież wyglądać teraz na pewną swojej decyzji.
—
Jak chcesz — odparł Devon, spuszczając wzrok. Nie kłócił się dłużej, nie
walczył, nie argumentował swoich racji. Odpuścił dużo szybciej niż
przypuszczała Esther. Właściwie nie spodziewała się, żeby kiedykolwiek dał jej
spokój. A tu proszę. — Chyba jednak się pomyliłem, wybierając ciebie na
sojusznika. Sądziłem, że jesteś mniej egoistyczna. Powodzenia, perełko.
Postaraj się nie zginąć.
Dopiero
teraz zrobiła to, co powinna zrobić na samym początku jego wizyty. Bez słowa
zamknęła mu drzwi przed nosem i cofnęła się od nich, jakby stała za nimi dzika
bestia, a nie zwykły mężczyzna, który nawet nie podniósł na nią głosu. Jego
ostatnie zdania brzmiały wciąż w jej umyśle, choć usilnie starała się je
zagłuszyć powtarzaniem sobie, że zrobiła wreszcie to, co słuszne.
Stała
tak jeszcze przez dłuższą chwilę, nie
odrywając wzroku od drzwi. Spodziewała się, że zacznie się dobijać do jej
mieszkania albo przynajmniej będzie coś do niej krzyczał, stojąc na zewnątrz. A
przecież Ruby mogła wrócić w każdej chwili. Widząc taką scenę, nie miałaby już
żadnych wątpliwości, że Esther kontaktuje się z wrogiem. Przypomniała sobie
również, że odkąd były chłopak jej przyjaciółki, James Sullivan, został skazany
za zdradę, obie dziewczyny są pod obserwacją. Jeśli ktokolwiek zobaczyłby tu
Caspiana, ten sam wyrok z pewnością padłby nie tylko na główną sprawczynię
zamieszania, ale też na niewinną Ruby. Na tą myśl oblała ją fala gorąca. Swoją
nieodpowiedzialnością mogła doprowadzić do tragedii.
Musiała
stąd zniknąć. Nie mogła dłużej siedzieć w domu, gdy on jest blisko. Choć szczerze pragnęła, by mężczyzny nie było już
za drzwiami, nie miała odwagi nawet do nich podejść, a co dopiero otworzyć i
sprawdzić. A przebywanie tu w niepewności i z najczarniejszymi scenariuszami w
głowie doprowadzało ją do obłędu. Jedynym miejscem, które zawsze pomagało jej
się wyciszyć i skupić umysł na czymś innym, była biblioteka. Otoczona setkami,
jak nie tysiącami, czekającymi na odkrycie tajemnic, zadurzona książkowym
zapachem i pozostawiona sam na sam z czytanym tekstem, zapominała o całym
świecie. A odkąd ponad trzy lata temu Woda i Ogień zawarły głośny sojusz,
otwarły się przed nią bramy do największej i najpiękniejszej kolekcji tytułów
jakie w życiu widziała. Biblioteka w Targes była miejscem, którego naprawdę
teraz potrzebowała. Nie zastanawiając się dłużej, wykonała krótki telefon,
prosząc, by utworzono dla niej portal. Bez problemu dostała zgodę.
Przekraczając
próg biblioteki, czuła, że zostawia swoje problemy za sobą. Ogromne,
dwupiętrowe pomieszczenie zachwycało ją za każdym razem tak samo. Wysokie
regały zmuszały do użycia drabiny, by dostać się do publikacji umieszczonych na
szczycie. Idąc przed siebie, Esther wyłapywała wzrokiem znajome okładki i
tytuły. Kolekcja ta nie ograniczała się jednak jedynie do książek. Liczne mapy,
kroniki i zwoje — niektóre tak cenne i stare, że można je było czytać tylko zza
szyby — urozmaicały różnorodnością cały zbiór. Już z daleka dostrzegł ją jeden
z kronikarzy i uśmiechając się, zaczął iść w jej kierunku. Biblioteka była
jedynym miejscem, w którym jej nazwisko ktokolwiek pamiętał. Znali ją tam już
chyba wszyscy. Zawsze z ogromną przyjemnością współpracowała z nimi przy
różnych zadaniach. Podziwiała tych ludzi. Ich ogromna wiedza i szacunek do
historii budziły w niej respekt i uznanie. Była pewna, że gdyby Google był
człowiekiem, to z pewnością byłby kronikarzem.
—
Witaj, Esther — rozpromienił się siwiejący mężczyzna, jeden z najdłuższych
stażem tutaj. Ubrany był schludnie i elegancko, co już na pierwszy rzut oka
kwalifikowało go jako profesjonalistę. — Co cię do nas sprowadza?
Kłopoty, przeszło
jej przez myśl. Szybko jednak wpadła na to, jak może wykorzystać okazję i
miejsce, w którym się znajduje.
—
Dzień dobry, Lirunn. Chciałam dowiedzieć się czegoś o pewnym naszyjniku.
—
Sroka znalazła sobie błyskotkę — zaśmiał się, przy czym okrągłe okulary zsunęły
się nieco z jego garbatego nosa. Poprawił je chudym palcem i uniósł brwi. — O jakim
naszyjniku mówimy?
—
A więc. On jest taki okrągły, a w środku ma jakby cały wszechświat, ten środek
cały się rusza, wręcz hipnotyzuje. Jest taki piękny — zachwyciła się. Chudy
Lirunn zmrużył oczy, próbując sobie na bieżąco wyobrażać opisywany przedmiot. — I
tam jest jeszcze z boku księżyc, znaczy nie cały tylko taki półksiężyc, rogalik
właściwie. On jest…
—
Zaczekaj. — Przerwała, widząc przed sobą uniesioną dłoń starca. Mając jeszcze
otwarte, zatrzymane wpół słowa usta, widziała, jak dołącza do nich inny
mężczyzna. To ze względu na jego obecność została uciszona. Choć teraz, orientując się,
kto do nich podszedł, zamilkłaby nawet bez gestu Lirunna. Rozpoznała go bez
problemu. Każdy wiedział, kim jest. Od razu z szacunkiem pochyliła głowę przed
Alfą Klanu Ognia.
—
Skoro wszystko już ustaliliśmy, czas na mnie — powiedział di Trego w stronę
kronikarza.
—
Możesz być spokojny, panie. Wszystko pójdzie po twojej myśli — zapewnił starzec.
Ta
krótka wymiana zdań zaintrygowała Esther, jednak wiedziała, że nie ma prawa
wtrącać się w tę kwestię. Mężczyźni pożegnali się krótkim skinieniem głowy.
—
Więc mówisz naszyjnik z kołem i księżycem? — spytał, zwracając się z powrotem
do dziewczyny.
Swan
podniosła głowę i spojrzała na kronikarza z przejęciem.
—
Tak, a w tym kole wszystko się mieniło i kręciło, i jakby tam było niebo —
opowiadała, żywo gestykulując, jakby próbowała wzbudzić podobny zachwyt tym
przedmiotem u swojego rozmówcy. Jednak nagle poczuła się bardzo nieswojo.
Zacisnęła dłonie, które jeszcze przed chwilą niekontrolowanie żyły własnym
życiem, i opuściła je w milczeniu.
—
Z kołem i księżycem? — powtórzył Alfa, który mimo iż odszedł już kilka kroków,
słysząc tę rozmowę zatrzymał się, odwrócił i wpatrywał w onieśmieloną Esther. —
Co to takiego? — spytał, przenosząc spojrzenie na starca.
—
Ten opis nic mi nie mówi — odparł Lirunn, przerzucając szybko wzrok to na
Esther, to na Lorcana, nie będąc pewny, komu właściwie powinien teraz
odpowiadać. — Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek czytał o czymś takim. A
czytałem wiele — dodał ciszej, nie chcąc wyjść na chwalipiętę. — Esther, skąd
pomysł, że coś takiego w ogóle istnieje?
Znów
wszystkie oczy skupiły się na niej. Zrobiło jej się gorąco, czuła, że robi się
cała czerwona. Miała przed samą Alfą Ognia przyznać się, że widziała ten
naszyjnik podczas spotkań z Caspianem Devonem?
—
Słyszałam o nim… — odpowiedziała ledwo dosłyszalnie. Nogi się pod nią uginały,
miała wrażenie, że zaraz zemdleje. Błagała tylko w myślach, by nie drążyli już
tego tematu, a już na pewno, broń Boże, nie pytali, od kogo to wie.
—
Od kogo?
Zachwiała
się. Serce waliło jak oszalałe, a z gorąca zaczęło jej być duszno. Zdrowy
rozsądek, którego tak bardzo teraz potrzebowała, umył od wszystkiego ręce i
przekazał całą władzę językowi. A jemu nie trzeba było dwa razy powtarzać, żeby
mówił cokolwiek, byle nie prawdę.
—
Od przyjaciółki. — Nabrała powietrza w usta, zszokowana tym, co właśnie
powiedziała. Nie wierzyła samej sobie, że tak nieostrożnie wplątuje w swoje
kłopoty innych. Modliła się, by słowo „przyjaciółka” było dla nich mniej
jednoznaczne niż dla niej. Bo dla Esther jedyną osobą, która się do tej
kategorii zaliczała, była Ruby. A myśl, że mogła właśnie nieodpowiedzialnie wmieszać ją
w to wszystko, sprawiała, że rosła w niej panika.
—
Rozumiem — westchnął w zamyśleniu Lirunn. — Obawiam się jednak, że nie potrafię
ci pomóc. Może coś źle usłyszałaś?
—
Tak, na pewno coś źle usłyszałam! — podchwyciła od razu Swan, żałując, że w
ogóle tutaj przyszła.
Alfa
skinął głową w konsternacji. Nieodkryte tematy i zagadki zawsze go fascynowały,
więc i kwestia tego naszyjnika bardzo go zainteresowała. Gdy jednak okazało
się, że kronikarz nie wie nic o istnieniu przedmiotu, uznał, że nic tu po nim i
tym razem ostatecznie opuścił bibliotekę.
—
Dziwna sprawa, Esther — powiedział po chwili starzec, znów poprawiając okulary.
— Naszyjnik wydaje się być bardzo charakterystyczny, więc na pewno bym go
zapamiętał. Wybacz, ale naprawdę pierwszy raz słyszę o czymś takim.
—
Nic nie szkodzi, poważnie. Musiałam coś pomieszać. Zapomnij o tym, to nic ważnego
— zatrajkotała pośpiesznie, siląc się na uśmiech. Domyślała się, że musiał
wyglądać dość krzywo, gdy próbowała nim ukryć ogromny stres i przerażenie.
Zabawne,
że ostatnio gdziekolwiek się nie pojawiła, czym prędzej chciała z tego miejsca
zniknąć. Ten fakt jednak nie wzbudzał u Esther ani grama szczęścia. Zaczęła za
to coraz bardziej nerwowo bawić się palcami. To czy Caspian wciąż waruje pod
jej drzwiami nie miało teraz żadnego znaczenia, tak samo jak to, czy Ruby
dowiedziała się już prawdy od wyroczni. Zaczęła powoli cofać się w stronę
wyjścia. Chciała tylko znaleźć się w domu. Już, teraz, natychmiast.
—
Ale przeszukam jeszcze bibliotekę, może coś przeoczyłem — zaoferował starzec,
nie chcąc, by osoba, która zawsze tak chętnie garnęła się do pomocy
kronikarzom, wyszła teraz z niczym.
—
Nie, naprawdę nie musisz — zamachała przecząco rękami. Każda część jej ciała
pragnęła, by ten temat został zakończony i zapomniany. Przyśpieszyła kroku. Po
chwili była już poza biblioteką. Świeże, zimne powietrze uderzyło w nią jak
fala. Rozluźniło mięśnie i pomogło powoli opanować emocje.
Coś ty narobiła, usłyszała
w głowie rozwścieczony głos własnego sumienia, które pewnie przez długi czas
nie da jej spokoju.
Info!- pojawiają się kolejne zdjęcia bohaterów w przeznaczonej do tego zakładce- postanowiłam, że nie chcę, by mój nick/nazwa/pseudonim blogowy był związany tylko z tą historią, więc zmieniam go na inny: Lavari- od paru dni mam Wattpada, uczę się go i oceniam, czy posiadanie tam konta ma jakiś sens; w każdym razie moja nazwa to: Lavari
Sieć kłamstw to także sieć problemów i nagle okazuje się, że kłamiąc robimy więcej szkód i ściągamy na siebie oraz bliskich więcej problemów, niżeli gdybyśmy od samego początku mówili prawdę lub w którymś momencie się jednak na nią zdecydowali, póki nie będzie za późno. W przypadku twojej bohaterki chyba jest już za późno, bo to co czyni, mogłoby być uznane za zdradę, za zbrodnie, za czynienie czegoś za plecami. James już czynił podobnie (dobrze pamiętam jego imię?) u mu się umarło, bo się go komuś zabiło. Obawiam się, że teraz przyjaciółka twojej bohaterki może skończyć podobnie. Obrońcy bym chyba na miejscu Esther tak nie ufał, bo jakby nie patrzeć on może mieć cel, usypiać skutecznie jej czujność w ten sposób i do czegoś ją wykorzystać, gdy już mu zaufa i nie będzie się obawiała z jego strony niczego złego, wtedy taki zawód, zdrada zaboli podwójnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:
j-i-s.blogspot.com
Życie, niestety. Czasem prościej jest skłamać, a to wraca ze zdwojoną siłą.
UsuńW przypadku Esther widok egzekucji kogoś, kto pomagał wrogowi, jest mocnym argumentem, żeby przemilczeć swoje powiązania z Caspianem, to na pewno.
Nikt nie wierzy w jego szczere intencje jak widzę hah ;) Ale jak to mówią: przyjaciół trzymaj blisko, wrogów jeszcze bliżej. Może coś w tym jest?
Dziękuję za komentarz,
pozdrawiam
Abigail rzeczywiście zachowała się dość… niegrzecznie. Odnoszę wrażenie, że to wybuchowa i nerwowa postać, która nie zawsze potrafi trzymać język na wodzy. Poza tym obrażała bardzo ważną osobistość. Nie bała się konsekwencji? Mimo to jakoś ją polubiłam. A na pewno jestem jej ciekawa. Bo wyraziste postacie zawsze są spoko:D Nawet jeśli zachowują się źle.
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie, dlaczego Esther tak bardzo boi się, że Ruby pozna prawdę od Wyroczni. No bo czy Ruby nie musiałaby zmarnować swojego pytania, żeby uzyskać odpowiedź? Ale po przeczytaniu następnego akapitu przekonałam się, że obawy Esther są słuszne. No bo skoro Ruby zamierza podziękować Wyroczni, to naturalne, że nawiąże się jakaś rozmowa. Tak, teraz rozumiem tą panikę Esther. I na jej miejscu chyba zachowywałabym się podobnie :D
Ciekawa jestem dlaczego Caspian odwiedził Est. Chyba to nie było nic ważnego, skoro tak szybko się zmył. Nie mam pojęcia o co chodzi temu chłopakowi, ale nie ufam mu. A Esther nie postąpiła (w mojej ocenie) dobrze, informując go, że okłamuje przyjaciółke. Im mniej Caspian wie, tym lepiej. No i zaskoczyło mnie, że po tej wizycie Esther od razu doszła do wniosku, że musi ulotnić się z domu. Nagle przestała się obawiać, że Caspian i Ruby się spotkają? Przestało jej zależeć na rozmowie z przyjaciółką?
Też mnie zaciekawił ten naszyjnik, a poszukanie o nim informacji w bibliotece to naprawdę ciekawy pomysł. Ale miała dużego pecha, że trafiła akurat na tego Alfę. W sumie zaczynam odnosić wrażenie, że Esther jest bardzo rozkojarzona, naiwna i… mnóstwo spraw ostatnio knoci! Kompletnie nie myśli nad tym co robi. Po co pytała tego dziadka o informacje o naszyjniku? A co jeśli tylko Devon taki ma i dzięki temu pytaniu ktoś dowiedziałby się, że Esther utrzymuje z nim kontakty. I to jeszcze przy Alfie! Mam ochotę czasami nią potrząsnąć;D
Ale podoba mi się to, że popełnia błędy, że nie jest idealna i że czasem mnie wkurza. Bardzo mi się to podoba;) I tylko czekam aż wpadnie w kłopoty.
Pozdrawiam i czekam na kolejny ;**
A, zapomniałabym. Czemu piszesz „Jeśli ktoś tu jeszcze wchodzi”? Chyba wiesz, że tak. Chociażby ja i Tyś. ;)
Abi i Sahima nie znają się od dziś i gdy są sam na sam mogą sobie pozwolić na pewne uszczypliwości (które zresztą nie wynikają znikąd, ale o tym potem) ;) Cieszę się, że jej postać zaciekawiła, tym bardziej, że ma do odegrania ważną rolę.
UsuńEsther przewiduje najgorszy scenariusz i chcąc go uniknąć tworzy właściwie własny, jeszcze gorszy :p Ale mniejsza o to. Czas ją trochę ustawić do pionu i pokazać, że potrafi też podjąć przemyślaną decyzję.
A co do nagłego znikania z domu. Ciągnąc rozmowę czy (nieee, nie zrobiłabym z niej takiej sierotki) wpuszczając go do mieszkania ktoś mógłby zobaczyć ich razem. A tak będąc daleko i mając na to świadków, łatwiej byłoby jej wytłumaczyć, że nie miała pojęcia o tym, że ktoś jej węszy koło domu, a może specjalnie wykorzystał jej nieobecność, żeby się włamać. W każdym razie może na tamtą chwilę ona tak to sobie tłumaczyła, gdy musimy działać szybko czasem nie myślimy racjonalnie ;)
Haha lubię czytać jak ktoś tworzy teorie i gdybania :D Tajemnica naszyjnika zostanie rozwiązana, ale jeszcze nie teraz ;)
Masz rację, źle ujęte, niepotrzebne zdanie.
Pozdrawiam również i dziękuję ogromnie za długaaaśny komentarz! :*