Nie ma nic lepszego na mroźną pogodę na zewnątrz, jak
energiczna praca i gorączkowa bieganina. A właśnie taka atmosfera panowała
teraz w Siedzibie Mikołaja. Ciężko w to uwierzyć, gdy kalendarz wskazuje lato.
Jednak tutejsze ogólne poruszenie w niczym nie ustępowało grudniowemu
zamieszaniu. Wielkie Yeti przedzierały się przez gąszcz malutkich elfów, cudem
ich nie depcząc. Nikt nie wiedział, co dokładnie ma robić, jak pomóc, jednak
każdy był pewien, że musi robić COŚ. Cokolwiek.
Nagle drzwi otworzyły się ze świstem wlatującego, mroźnego
powietrza. Do środka energicznie wskoczył białowłosy chłopak, odbijając się na
lasce. Nikt specjalnie nie zwrócił na niego uwagi w tym zamieszaniu. Jack
zrobił kilka kroków, rozglądając się wokół siebie i próbując odnaleźć się w
sytuacji. Wtem coś zadzwoniło obok jego stopy, na co odskoczył jak poparzony.
- Wybacz, kolego! – zawołał za elfem, który zaplątał mu się
pod nogi. Jednak ten już nie dosłyszał przeprosin, gdyż czmychnął przed siebie,
poprawiając w locie szpiczastą czapkę.
- Oh, Jack, jesteś wreszcie! – pisnął podenerwowany głosik
obok jego ucha. Towarzyszyło mu trzepotanie kilkunastu małych skrzydełek. –
Musisz nam pomóc. To straszne. Nie wiemy co robić…
- Ząbek, powiedz w końcu, co się stało – przerwał jej
chłopak, chcąc by wreszcie ktoś go wtajemniczył.
- Mrok tu był. – odezwał się niski, poważny głos brodatego
mężczyzny. Frost otworzył szerzej oczy.
- Nie żartuj, przecież go pokonaliśmy! – zawołał po chwili
białowłosy, ściskając mocniej laskę.
- Czy wyglądam jakbym żartował, Jack? – jego zawsze
uśmiechnięte usta były teraz zaciśnięte i pozbawione uczuć. Ciemne brwi
zmarszczyły się złowrogo. Chłopak przełknął głośno ślinę.
- Wyglądasz jakbyś zapomniał kim jesteśmy. A jesteśmy
Strażnikami, więc cokolwiek knuje Pan Nienawidzę Was Wszystkich, damy sobie z
nim radę. Znowu. – oznajmił, wkładając nonszalancko ręce do kieszeni bluzy.
- Nie Jack, nie znasz go tak długo jak my. Jeśli znów coś
knuje i nawet miał tupet pokazać się na Biegunie, to…
- …trzeba mieć go na oku i rozgryźć co kombinuje, zanim
wdroży to w życie. – dokończył Zając, włączając się do dyskusji.
- Królik ma rację. Wystarczy być ostrożnym, więc rozejrzę
się po okolicy – zakomunikował Jack, wciąż jednak wyraźnie nieporuszony powagą
sytuacji. Skoro jest Strażnikiem i już raz pokonał Mroka w tak trudnej walce,
to czemu miałby teraz się przerażać jak reszta?
- Zając, Frost. Jestem ZA-JĄ-CEM! – warknął, wymachując
przy tym bumerangiem niebezpiecznie blisko twarzy chłopaka. Białowłosy zaśmiał
się tylko cwaniacko, spodziewając się takiej reakcji.
- Już dobrze, zajączku. Nie denerwuj się tak, złość
pisankom szkodzi. – dodał z udawaną troską Jack, kierując się w stronę drzwi.
- Niech no ja cię tylko…!!
- Spokojnie, Zającu. – silna ręka Mikołaja zatrzymała
długouchego wpół kroku. –
Nie czas na głupie sprzeczki. Jack rozejrzy się po okolicy, a ty sprawdź
miasta. Powiadom o wszystkim Piaska, niech uważa. Ja z Zębuszką zostaniemy na
Biegunie. Do roboty.
Arendelle opustoszało. W domach rozlegał się stukot talerzy
i sztućców, a dzieci energicznie myły ręce, chlapiąc się przy tym wesoło. Po
ulicach miasta rozchodziły się smakowite zapachy gotowanych obiadów,
sprawiając, że od samej woni można było poczuć głód.
Również w królewskim zamku była to pora obiadowa. Do sali
wniesiono półmiski z wytrawnymi potrawami, którymi delektowały się Elsa, Anna,
Kristoff i… Sven. Tak, renifer zdecydowanie był traktowany jak członek rodziny.
- A próbowałaś już tych nieziemskich kotlecików? – spytała
entuzjastycznie młodsza z sióstr, wyraźnie szykując talerz na dokładkę.
- Nie, Anno, wystarczy mi moje danie – odparła spokojnie
królowa, krojąc elegancko ziemniaka.
- Anka ma rację, są przepyszne! – wtrącił nagle Kristoff z
ustami zapchanymi jedzeniem. Wciąż opornie przychodziło mu stosowanie dobrych
manier przy stole. I na bankietach. I podczas rozmów. Właściwie wszędzie…
- Kristoff… - westchnęła z politowaniem jasnowłosa. To nic,
że jest jej szwagrem. Należy do rodziny królewskiej i powinien stosować się do
panujących tu zasad. Jednak Annie niekoniecznie to przeszkadzało. Kochała go
takim, jaki jest. Z wszelkimi wadami i skrywanymi zaletami.
- Gdzie są moje kotlety?! – krzykną nagle mężczyzna,
przełykając ostatni kawałek i patrząc na swój pusty talerz. Odruchowo skierował
głowę w kierunku stojącego obok renifera. Sven wyprostował się natychmiast.
Jego policzki prawie pękały od nagromadzonego w nich jedzenia. – No jak nie ty,
to kto? – spytał po chwili milczenia Kristoff. Zwierzak połknął jednym, ciężkim
łykiem wszystko, co miał w pysku. Następnie rozglądnął się wokoło teatralnie,
szukając winnego, na którego mógłby zrzucić winę. – Sveeen! – przeciągnął
mężczyzna znacząco. Renifer wyszczerzył niewinnie zęby i wciąż się uśmiechając,
podsunął kopytkiem miskę pełną kotletów przed nos blondyna.
- Ale uczta! Załapię się jeszcze? – rozbawiony głos pojawił
się jakby znikąd. Jednak tylko Elsa odwróciła głowę w jego stronę. Rozpoznawszy
chłopaka, momentalnie zaczęła krztusić się jedzeniem.
- Elsa! – pisnęła Anna i w tej sekundzie pojawiła się obok
siostry, klepiąc ją po plecach. – Wszystko w porządku?
- Odejdź stąd, natychmiast! – wykrztusiła szorstko królowa, mogąc już w miarę swobodnie
mówić. Jack jednak w ogóle się tym nie przejął i tylko zaczął zbliżać się do
stołu.
- Ale… ja tylko chciałam pomóc. – odparła zaskoczona Anna,
zabierając rękę i odsuwając się o krok.
- Nie, to nie do ciebie, Anno. Dziękuję. I przepraszam. –
zreflektowała się jasnowłosa. Odkaszlnęła jeszcze raz i wyprostowała się na
krześle.
- No więc do kogo..? – spytała ze zdziwieniem siostra,
patrząc na zebranych. Oni również skupili wzrok na Elsie, zatrzymując widelce w
powietrzu.
- Do mnie! – krzyknął wesoło Jack, zdając sobie sprawę, że
i tak nikt go tu oprócz jasnowłosej nie widzi. – Ładnie to tak niegrzecznie
zwracać się go gości, królowo? – spytał w wyrzutem, jakby sam był wzorem
dobrych manier.
Zmieszana Elsa nie chciała już bardziej się kompromitować i tylko
wstała z miejsca.
- Potrzebuję świeżego powietrza. Idę się przejść. –
zakomunikowała, siląc się na spokojny ton. – Sama. – dodała, widząc jak Anna
już otwiera usta, by zaproponować swoje towarzystwo.
- Czekaj, czekaj! Idę z tobą – krzyknął Frost, wybiegając
za nią. Elsa w ostatniej chwili ugryzła się w język, by znów nie powiedzieć
czegoś za dużo. Drzwi sali zamknęły się, a królowa odetchnęła głośno.
- Czego ty chcesz? – warknęła po chwili. Momentalnie
poczuła zimne ukłucie w sercu.
- Chciałem załapać się na obiad, ale wyrzuciłaś mnie od
stołu. – jęknął z żalem.
- Pytam poważnie. Czemu znów mnie nachodzisz? – irytacja w
jej głosie rosła z każdym kolejnym słowem.
- No wcześniej nie udało mi się trafić na żaden posiłek.
Jestem głodny. Muszę próbować do skutku – wyjaśnił z niemalże bojowym tonem.
- Jack! – krzyknęła Elsa, kompletnie wytrącona z równowagi. Łańcuszek na jej szyi stał się
zimniejszy niż zwykle. – Przestań ze mną pogrywać!
Chłopak zaśmiał się głośno, kręcąc laską wokół palca.
Patrzenie na rosnącą złość jasnowłosej było dla niego świetną rozrywką.
Pokochał denerwowanie innych, odkąd poznał Zająca. Uśmiechnął się na miłe
wspomnienie o poczciwym długouchym, którego tak łatwo sprowokować.
- No dobra. – odparł, łapiąc jednym ruchem swoją laskę –
Chcesz wiedzieć, po co przyszedłem? To chodź ze mną.
- Nigdzie z tobą nie pójdę, Frost.
- To się nie dowiesz. Twój wybór. – zaśmiał się łobuzersko.
Elsa westchnęła wolno z niekrytą złością i bezradnością zarazem.
- Dokąd? – fuknęła po chwili. Jack najwyraźniej spodziewał
się takiej reakcji. Posłał jej triumfalny uśmiech, widząc jak ten gest
automatycznie przenosi go na czołówkę z niepisanej listy znienawidzonych przez
Elsę osób.
- Chodź za mną.
Wielki powrót? Raczej nie. Nie bardzo jest do czego wracać... Już prawie zapomniałam, ile przyjemności dawało mi pisanie. Stąd ten (mocno spóźniony) powrót syna marnotrawnego. Córki w sumie. No nieważne. Całkowicie zmieniłam koncepcję na fabułę. Będę ciągnąć 2 serie - crossover'a ze Strażników i Frozen oraz inną serię, która już od dawna chodzi mi po głowie. Jak długo uda mi się to pociągnąć? Oby jak najdłużej. Póki co mam motywację i wenę, więc na dniach powinno się pojawić kilka postów - jak wracać, to z czymś! :)*tak, tak, wiem, że gadam sama do siebie, bo nikt już tego nie czyta, ale pomińmy to*
Jej!!!Żyyjesz jeszcze!!Ale super!!
OdpowiedzUsuńTaak, żyję :D I miło widzieć, że ktoś tu jeszcze wierzył w zmartwychwstanie mojego bloga :*
UsuńKochana! To jest niesamowite! ♡ Idę czytać dalej ;*
OdpowiedzUsuńCudowne. Mam nadzieje że napiszesz coś jeszcze.
OdpowiedzUsuń