Harcora to nie miejsce, do którego urządza się wycieczki,
planuje wakacje czy miło spędza czas z przyjaciółmi. Tam nawet za dnia człowiek
czuje się nieswojo. Wielkie drzewa powyginane w nienaturalnych pozach i
splątane ze sobą gałęziami rzucały nietypowe cienie na alejkę. Wszędobylski
chłód w połączeniu z niepokojącą ciszą tworzyły napiętą atmosferę. Oddechy
obecnych przerywały jedynie pojedyncze błyski, które niczym wyładowania
elektryczne pojawiały się nagle i niespodziewanie w przypadkowych miejscach. To
tutaj normalne. Nawet ptaki przestały już zwracać na to uwagę i nie płoszyły
się na widok iskier.
Jednak Esther, nieprzyzwyczajona do takiej scenerii, jako
jedyna z grupy podskakiwała przy każdym błysku. Jedni patrzyli na nią
pobłażliwie, innych z kolei drażniła jej płochliwość granicząca z kompletnym
tchórzostwem. A takich, jak wiadomo, nie lubiano praktycznie w każdym Klanie.
Jedynie zdrajcy byli bardziej tępieni niż tchórze.
— Jesteśmy na miejscu. Mamy się spotkać w głównej sali —
poinformował blondyn, idący na samym przedzie.
Oczom
wszystkich ukazał się potężny, majestatyczny zamek otoczony wysokim murem z
kolcami. Wszystko wskazywało na to, że jest również pod napięciem. Na wieżach
stali strażnicy, uważnie obserwujący zbliżających się gości. Dali sobie nawzajem
krótki sygnał, po którym brama uniosła się do góry, wpuszczając obecnych do
środka. Ogrom tego wszystkiego i zabezpieczenia jakie mijali sprawiały, że
każdy czuł się tu jak małe dziecko. To był pierwszy moment, w którym Esther
uświadomiła sobie, że powinna była zostać w domu.
—
Witam w moich skromnych progach. — Głos dochodził z góry i wszyscy zwrócili
głowy w jego kierunku. Na dużym balkonie stał starszy mężczyzna o
ciemnobrązowych włosach opadających lekko na czoło. Opierał obie ręce o
balustradę i z uśmiechem przyglądał się swoim gościom. Zdawał się świdrować
wzrokiem każdego po kolei, jakby wszystkich chciał zapamiętać w jak
najdrobniejszym szczególe.
—
Witamy panie Devon. Przybyliśmy zgodnie z ustaleniami — powiedział spokojnie i
z szacunkiem blondyn stojący na czele grupy. Reszta skinęła lekko głowami. —
Chciał pan rozmawiać z nami na temat sojuszu Klanów.
—
Tak, oczywiście. Zapewniam, że nie zaprosiłem was tu na darmo — odparł
mężczyzna, odgarniając z twarzy przydługie kosmyki włosów. Uniósł nieznacznie
kącik ust do góry, po czym odszedł krok do tyłu. — Chłopcy — zaczął spokojnie,
choć stanowczo, kręcąc przy tym wolno głową w lewo i prawo — zajmijcie się
naszymi gośćmi.
Na
te słowa rozległ się huk. Tuż za plecami Esther ciężka brama spadła na dół,
zamykając przejście. Strażnicy zaczęli wyłaniać się zza kolumn i innych
zakamarków tak, że wkrótce stanowili większość. Nowoprzybyli podejrzliwie rozglądali się wokół siebie. Nie
wyglądało to dobrze. Wkrótce wszyscy zrozumieli, po co się tu tak naprawdę
znaleźli.
—
No to masz swój sojusz, Swan — syknęła Ruby do ucha przyjaciółki. Mogła sobie
oszczędzić to stwierdzenie, bo i bez niego blondynka stała sparaliżowana,
wstrzymując oddech. Czuła, jak Alvarez chwyta dyskretnie jej dłoń i kieruje nią
do paska Esti. Dziewczyna momentalnie namacała palcami rękojeść noża, który
planowo miała dziś pokojowo zwrócić właścicielowi. Ciemnowłosa posłała jej
jedno wymowne spojrzenie, którego tak bardzo nie chciała zobaczyć teraz Esther.
Wiedziała już, że czeka ją kolejna walka, w którą zresztą mimo ostrzeżeń sama
się wpakowała. Cały wzniośle brzmiący sojusz okazał się pułapką. Wzięła jeden
głęboki oddech. — Padnij!
Błyskawica
przemknęła nagle tuż nad ich głowami. Kto zdążył się schylić, musiał walczyć
dalej. Grupa, która dotychczas trzymała się razem, rozpierzchła się w mgnieniu
oka, odpierając ciosy licznych przeciwników. Esther, pamiętając z poprzedniego
starcia, że można ich było przynajmniej spowolnić używając wody, natychmiast
nagromadziła wokół siebie jak największe jej ilości. Uniesioną ręką
kontrolowała Żywioł, a w drugiej wolnej zaciskała przywłaszczony nóż.
W
całym tym zamieszaniu nawet nie zauważyła, że jeden z bardziej oddalonych
przeciwników uważnie jej się przyglądał. Z każdym jej ruchem zdawał się coraz
bardziej upewniać, że patrzy na odpowiednią osobę. Zwłaszcza, gdy przed oczami
błysnęło mu znajome narzędzie.
Blondynka, z Wody, ma nóż Caspiana —
to ona, wyliczył w myślach, po czym pewnie ruszył w jej
kierunku. Zaszedł dziewczynę od tyłu i bez problemu powalił na ziemię. Nim
zdążyła zareagować, zakrył jej usta dłonią, a drugą ręką mocno objął ją w pasie
i wniósł do zamku. W ferworze walki nikt nie zauważył zniknięcia jednej osoby.
Postawił blondynkę na ziemi dopiero, gdy znaleźli się w jednym z pokoi i
uderzając jej ciałem o ścianę, przybliżył swoją twarz do jej twarzy tak blisko,
że mówił niemal wprost do jej ust.
—
I co teraz powiesz, laleczko? — Czuła żar bijący od mężczyzny oraz jego silne
palce zaciskające się ciasno na jej nadgarstkach. Była pewna, że jeśli wyjdzie
z tego cało, to długo będzie podziwiać kolorowe siniaki w miejscach tego
żelaznego uścisku. — Dawno nie widziałem tak pięknej dziewczyny jak ty —
mruknął, przylegając do niej całym ciałem. Swan zaczęła z trudem łapać oddech.
—
Howell! Co tu się dzieje do cholery? — Uścisk momentalnie zelżał, a napastnik oddalił
się nieznacznie, dzięki czemu dziewczyna mogła wreszcie wziąć łapczywy haust
powietrza.
—
Ja tylko…
—
Wynoś się stąd! Natychmiast! — warknął znów mężczyzna o podejrzanie znajomym
głosie.
Na
te słowa przeciwnik Esther całkowicie się od niej odsunął i zatrzymał na niej
pełnie niezadowolenia spojrzenie. Zazgrzytał wściekle zębami. Zdawał się przez
chwilę wahać nad czymś. Nagle chwycił ją mocno za ramię i przekląwszy, z impetem
cisnął nią na bok. Dziewczyna uderzyła głową o krawędź komody i z sykiem
osunęła się na ziemię.
—
Howell, kazałem ci wyjść! — krzyknął gniewnie mężczyzna, szybkim krokiem
zbliżając się do napastnika blondynki. Głowę Esther rozsadzał pulsujący ból,
więc jedyne co zdążyła zarejestrować z tej chwili, to że mężczyźni zmierzyli
się wzrokiem, mijając się.
—
Obiecałeś, że tym razem to ja będę
mógł się zabawić — burknął na odchodnym napastnik, po czym zniknął zupełnie.
Otumaniona
bólem Swan uniosła się lekko do pozycji siedzącej i zaciskając w dłoni nóż,
próbowała dać do zrozumienia, że mimo wszystko wciąż żyje i będzie się bronić w
razie potrzeby. Ze zdwojoną siłą usłyszała w głowie zbliżające się do niej
kroki. Poczuła, jak ktoś z łatwością wytrąca jej narzędzie z ręki i podrzuca je
tuż przed jej nosem. Dopiero teraz mogła z bliska przyjrzeć się twarzy swojego
oswobodziciela. Jednak szybko uświadomiła sobie, że trafiła z deszczu pod
rynnę.
Caspian Devon.
—
Znowu ty? — westchnął, wywracając oczami. W sekundę potem zobaczyła, jak ostrze
noża leci wprost na nią. Wstrzymała powietrze i zamknęła oczy, przeczuwając
nieuniknione. Nie chciała patrzeć na kałużę krwi, w jakiej przyjdzie jej
skończyć. Myślała tylko o tym, żeby nie czuć długo bólu.
Momentalnie
poczuła chłód przy skroni. Zacisnęła zęby, wiedząc już, gdzie dokładnie padnie
śmiertelny cios. Dudniące serce hałasowało jak oszalałe, sprawiając, że nie
była w stanie złapać oddechu. Nawet tego ostatniego.
—
Przytrzymaj, może nie będzie takiego guza.
Spodziewała
się naprawdę wszystkiego, dosłownie. Obelg, przekleństw, śmiechu, słabych
żartów czy triumfalnych monologów. Ale nie tego… Jej trzęsąca się ze strachu
dłoń została przeniesiona na rękojeść noża i lekko dociśnięta na znak, że ma
pozostać w takiej pozycji. Kojący chłód ostrza stykający się z jej
rozgorączkowanym ciałem złagodził nieco ból w skroni.
Wszystko
to docierało do niej w zwolnionym tempie. Nie wierzyła w to, co się stało. A
może po prostu są to już przedśmiertne majaki? Jakim cudem ON znów darował jej
życie?
—
Nie myśl, że zawsze jestem taki miękki. — O nie, to była akurat ostatnia cecha
o jaką by go podejrzewała. — Po prostu jesteś mi potrzebna.
I wszystko jasne, już wiesz,
dlaczego wciąż żyjesz. Przygotował dla ciebie większe tortury albo użyje cię
jako pionka w swym niecnym planie, przeszło przez myśl
Esther.
—
Mam dosyć tych ciągłych spisków i walk. Ojciec przegina. Ale nie możemy tu o
tym rozmawiać — oznajmił, kierując się do wyjścia i ruchem dłoni ponaglając dziewczynę,
by wstała. — Wściekłby się, gdyby się dowiedział, że dwa razy ci odpuściłem. —
Potrafiła to sobie wyobrazić. Więc czemu tyle ryzykuje? — Nikt nie może
wiedzieć o tym, co ci teraz powiem. Jeśli ty też chcesz naprawdę pogodzić Żywioły i naprawdę
znaleźć Wybawcę — zaznaczył — przyjdź jutro o 17:00 do Mistleen, znajdę
cię. Od twojej decyzji zależy życie wielu osób, pamiętaj.
Uderzyły
ją jego słowa. Czy to możliwe, żeby syn tak bardzo różnił się od ojca? Nie
mogła zaprzeczyć temu, że w ciągu ich dwóch krótkich spotkań okazał więcej
litości i wyrozumiałości niż cały jego Klan przez wiele lat.
—
A teraz leć do bramy — rozkazał, wypychając ją przed siebie. — Za piętnaście
sekund ją podniosę i macie stąd wiać najszybciej jak się da — rejestrowała
każde jego słowo, wciąż nie wierząc, że mówi je właśnie on. — Na co czekasz, leć!
Czy
mogła mu ufać? Jaką ma pewność, że rzeczywiście ich wypuści? Tu już nie
chodziło tylko o nią, ale i o kilkadziesiąt innych osób. Albo i mniej… zależy,
ile z nich jeszcze żyje.
Jak
w amoku biegła przed siebie. Szybko znalazła się na dziedzińcu i rozpaczliwie
szukała wzrokiem jednej osoby. Z rosnącym przerażeniem przerzucała spojrzenie
na kolejne twarze. Jest! Z ulgą
zerwała się do biegu.
—
Ruby! — krzyknęła, szarpiąc przyjaciółkę za ramię i ciągnąc ją w stronę
wyjścia. Nagle usłyszała głośny chrzęst i ze zdumieniem obserwowała, jak brama
rzeczywiście się podnosi. Momentalnie dołączyło do nich więcej osób, z których
jeden mężczyzna, przykładając komórkę do ucha, wykrzykiwał do niej szybko:
—
Otwierajcie nam portal do Targes, natychmiast!
Podczas
gdy ostatni niedoszli sojusznicy znikali w portalu, dwie czujne pary oczu przyglądały
im się z góry. Opierając dłonie na zimnym, kamiennym murku, dwóch mężczyzn w
skupieniu czekało aż przejście się zamknie. Gdy to nastąpiło, jeden z nich
uniósł kąciki ust i mruknął zadowolony, jak wtedy, gdy człowiekowi nagle
przypomni się zabawna sytuacja z przeszłości. Przeczesał palcami krótkie
ciemnoblond włosy i zamyśleniem zatrzymał dłoń na swoim karku.
—
Mogłeś już sobie darować tę końcówkę — zaczął, kręcąc głową. Na te słowa
rozmówca natychmiast obrócił się w jego stronę z pretensją.
—
Ej, po prostu chciałem być bardziej wiarygodny, Cas! — odparł entuzjastycznie. Uniósł
zadziornie jedną brew, nie zwracając przy tym uwagi na szalejące po jego twarzy
ciemne kosmyki włosów rozwiewane przez wiatr. Wyglądał jak mały urwis, który
właśnie wygrał w jakiejś grze ze starszym rodzeństwem i ku ich niezadowoleniu może
sobie teraz zażyczyć czegokolwiek zechce. A on dokładnie wiedział, czego chce…
Dopiero
w tym momencie oboje spojrzeli na siebie. Lata przyjaźni sprawiły, że umieli
niemalże telepatycznie przekazywać sobie informacje. Tak było i tym razem. Na
ich twarzach równocześnie pojawił się szeroki uśmiech.
—
Byłeś — zapewnił blondyn i uniósł dłoń. Przyjaciel natychmiast przybił do niej
swoją. Oboje zacisnęli ręce w krótkim, męskim uścisku. — Dzięki stary! — dodał,
klepiąc ciemnowłosego po ramieniu.
—
Devon — zaczął nagle, patrząc prosto w oczy Caspiana i przybierając najpoważniejszą minę jaką można sobie
wyobrazić — obiecaj mi coś. Kiedy to wszystko się skończy, to naprawdę
pozwolisz mi ją przelecieć.
—
Dobrze, synku. Tatuś pozwala — odparł pobłażliwie blondyn, siląc się ojcowski ton. —
Ale najpierw praca, potem przyjemności.
Ciemnowłosy
jęknął zawiedziony i odszedł parę kroków do tyłu. Jednak po chwili zatrzymał
się i zerknął przez ramię na przyjaciela.
—
Jak ty takimi tekstami wyrywasz dziewczyny, to nie dziwię się, że prosisz mnie
o pomoc — zakpił z wyższością.
—
Howell! — warknął Cas, zrywając się do biegu w stronę ciemnowłosego. Ten,
uzyskując zamierzoną reakcję, roześmiał się triumfalnie na cały głos i również
ruszył przed siebie. Jednym zwinnym skokiem znalazł się na szczycie wieży, z
której odbijał się na kolejne. Wiedział, że teraz przyjaciel już na pewno go
nie złapie. Odwrócił się tylko na moment, by napawać się jeszcze jego miną. Tak
jak przypuszczał, stał on z rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej i rzucał
mu wściekłe spojrzenie spod zmrużonych powiek. Wiedział jednak, że tak naprawdę
złość szybko mu przejdzie, a ta chwila dołączy do długiej listy tych, które
najlepsi przyjaciele przypominają sobie telepatycznie specjalnym spojrzeniem i
nikt z otoczenia nie wie, o co chodzi. Jego radosny śmiech jeszcze długo niosło
echo…
Powrót
do Targes nie był tak triumfalny i radosny jak przypuszczano na początku.
Przybyła grupa — zmniejszona o sześć osób — szybko podzieliła się na tych,
którzy udali się do dowództwa zrelacjonować całe zajście i tych, którymi
natychmiast zajęli się lekarze. Była również inna, jednoosobowa grupa, stojąca
z boku i nie idąca w żadnym z wymienionych kierunków. Nikt nie zwrócił na nią
większej uwagi. Ból głowy zelżał, a pamiętny guz nie wymagał pomocy medycznej.
Esther nie chciała również przekazywać sprawozdań z nieudanego sojuszu, choć
pewnie w tej kwestii miałaby najwięcej do powiedzenia. Jednak kto by jej
uwierzył, że to Caspian Devon otworzył bramę, wypuszczając ich, tuż po tym, jak
jej samej darował życie? Znowu zresztą. Wtedy naprawdę wysłaliby ją do lekarza,
ale takiego który ubrałby ją w białe ciuszki i zamknął w pokoju bez klamek.
Nie dziękuję, postoję, przeszło
jej przez myśl.
Tuż
obok niej przeszło dwóch mężczyzn, których twarze wydawały jej się znajome. Oni
też byli w Harcorze. Jednak zachowywali się zupełnie inaczej niż wszyscy inni,
którzy stamtąd wrócili. Byli nad wyraz zadowoleni i żywo gestykulowali.
—
To prawdziwy bohater! — odezwał się pierwszy. — Gdyby nie on, wszyscy byśmy tam
zginęli.
—
Odważny gość. Sam jeden przebił się przez strażników i otworzył nam bramę.
Niezniszczalny! — zachwycał się drugi. Esther aż otworzyła usta ze zdumienia.
—
Przecież to bzdura! — wypaliła zanim zdążyła ugryźć się w język. Mężczyźni
natychmiast zatrzymali się wpół kroku i rzucili jej oburzone spojrzenia.
—
Coś ty powiedziała? — syknął jeden, zmniejszając dystans między sobą a
dziewczyną. Spoglądając na nią z góry, uniósł lekko ramiona, sprawiając, że
Esther zaczęła kulić się w sobie. Przeklinała w myślach to, że nie umie
siedzieć cicho, gdy powinna.
—
Skąd pewność, że… — Czuła, jakby kompletnie nie panowała nad swoim językiem,
który natychmiast przemieniał każdą jej myśl w słowa bez konsultacji z rozumem.
—
Chłopaki, dajcie spokój — usłyszała nagle. Kątem oka zobaczyła zbliżającą się
Ruby. Wstąpiła w nią nowa nadzieja, a jedyne na czym się skupiła, to aby nie
powiedzieć już ani słowa. — Wszyscy mieliśmy ciężki dzień, pora odpocząć.
—
Lepiej pilnuj tej swojej koleżaneczki, Ruby — warknął jeden z mężczyzn, łapiąc
Swan za ramię i ostatni raz patrząc jej głęboko w oczy. — Nie potrafi docenić,
że ktoś z naszego Klanu narażał się,
by uratował jej tyłek.
Po
tych słowach została pchnięta w ramiona Alvarez. Tego typu uwagi i ciągłe
podkreślanie wyższości jednego Klanu nad inne było na porządku dziennym. Sojusz
sojuszem, ale Woda z Ogniem nigdy nie będą w pełni zgodne. To sprzeczne z
naturą.
—
Dla własnego bezpieczeństwa, powinnaś chodzić z zaklejonymi ustami — warknęła
ciemnowłosa nachylając się do ucha Esther. I miała rację. Bo prawda jest taka,
że przez swoją ciekawość i wtrącanie się, dziewczyna co rusz pakowała się w
kłopoty. Najczęściej to właśnie Ruby ratowała ją z takich sytuacji. — Wracamy
do domu.
Nie. Wierzę. Że. To. Robię. — wydukała
w myślach Esther, brodząc po łydki przez chaszcze. Nawet nie wiedziała, dokąd
ma konkretnie iść. Szła po prostu przed siebie. Pochylając się przed kolejną
gałęzią, wyrzucała sobie, że mogłaby właśnie siedzieć w domu i popijać
herbatkę. I gdyby nie Ruby, to pewnie właśnie tak by było…
Podczas
gdy parę godzin wcześniej Esti zdawała się podejmować najważniejszą decyzję
życia… a przynajmniej najważniejszą decyzję tygodnia, jej przyjaciółka została
wezwana na natychmiastową naradę Alf Ognia i Wody. Jednak cisza z jaką została blondynka
wcale nie ułatwiała wyboru — pójść na spotkanie z Caspianem czy nie. Odkąd
tylko jutro zmieniło się w dzisiaj, natłok myśli stał się nie do
zniesienia. Zabawne, że Ruby, choć nie wahałaby się ani chwili nad odpowiedzią
i tak podjęłaby najrozsądniejszą decyzję. Z kolei Esther męczyła się z tą
sprawą już od powrotu z Targes. Wiedziała, że obie opcje są złe i ryzykowne.
Cokolwiek zadecyduje, będzie tego żałować.
I
żałuje. Tym bardziej, że do ostatniej chwili była pewna, że zostaje w domu i
zapomina o sprawie. Jednak gdy tylko w mieszkaniu pojawiła się wracająca z
narady Ruby i już od progu wezwała do siebie Esther z hasłem „Masz przerąbane,
Swan”, cały plan padł. Musiała zniknąć jej z drogi i to szybko. Nawet nie wie,
kiedy i za czyją zgodą jej usta oraz nogi zmówiły się przeciw rozumowi. Decyzja
podejmowana i argumentowana przez wiele godzin została zmieniona w sekundę.
I
tak oto wylądowała tu. W samym środku lasu Mistleen. Miejscu, do którego dostęp
ma każdy Klan i bezproblemowo może przenieść się tu portalem bez niczyjej
pomocy. Oficjalnie jest on własnością wszystkich Żywiołów, lecz ostatnimi czasy
wyłączne prawa do niego próbują wywłaszczyć sobie stworzenia, których za żadne
skarby nie chciałaby dziś spotkać. Wilki. Robią, co chcą, gdzie chcą i kiedy
chcą. Nie obowiązuje ich Kodeks, bo nie należą do żadnego Żywiołu. Nie da się
ich kontrolować ani przewidzieć ich działań. Idealny przeciwnik, zwłaszcza dla
Esther…
—
Więc jednak przyszłaś. — Cała drgnęła na dźwięk tego głosu. Zatrzymała się
gwałtownie i odwróciła w stronę mężczyzny.
Dopiero
teraz mogła mu się lepiej przyjrzeć. Był od niej wyższy o głowę, co wreszcie
mogła dokładniej ocenić, bo przy ich poprzednich spotkaniach z reguły patrzyła
na niego z poziomu podłogi. Szara koszulka opinała ciasno jego muskularne,
opalone ciało, na którym zatrzymała wzrok trochę zbyt długo. W końcu spojrzała
mu w oczy. Przeszedł ją dreszcz, kiedy zdała sobie sprawę, że jego
ciemnobrązowe, a w tym świetle niemal czarne, tęczówki wpatrywały się w nią
uważnie już dłuższą chwilę. Miał w tym spojrzeniu coś, co czyniło ją całkowicie
bezbronną. Jak w hipnozie mogła robić, co tylko jej rozkaże. Ciekawe, czy
wiedział, że ma nad nią taką władzę.
Dość.
Musi wziąć się w garść. Nie przyszła tu się na niego gapić. A szkoda… Otrząsnęła się i uciekła od
niego wzrokiem, przywracając sobie resztki rozsądku.
—
Jak mnie znalazłeś? — spytała, usilnie wpatrując się w ziemię.
—
Bo masz coś mojego — usłyszała w odpowiedzi. Momentalnie poczuła ciepło na
swoim biodrze i nim zdążyła się zorientować, że to męska dłoń, z jej pasa
został wypięty nóż. Cofnęła się o krok i spojrzała na niego zaskoczona.
—
Ten nóż ma nadajnik, znajdę go wszędzie — wyjaśnił, podrzucając zręcznie
narzędzie. — Spokojnie, gdybym chciał
cię zabić, zrobiłbym to już dawno — dodał. Najwyraźniej przecenił kojące
znaczenie swoich słów, bo już po chwili jak gdyby nigdy nic kontynuował —
Pewnie chcesz wiedzieć, po co tu jesteś. Będę się streszczał. Wiem, do czego
zdolny jest mój ojciec, a szpiedzy, bezpodstawne ataki, fałszywe sojusze i
pułapki, to tylko zabawa, wierz mi. Szykuje coś o wiele, wiele gorszego i jeśli
nikt go nie powstrzyma, Żywioły zniszczą się nawzajem. Ucierpią też Bezmocni.
—
To wbrew Kodeksowi. Bezmocni przecież…
—
…są chronieni, tak? Nie przed moim ojcem. I jest tylko jeden sposób, by to
zatrzymać. Wybawca.
—
Niech zgadnę, mam ci go tak po prostu wydać, panie Devon? — Skąd u niej te
nagłe pokłady śmiałości?
—
Nie, Esther. Oboje wiemy, że Wybawca ma się wywodzić z połączonych Klanów,
dążących do pokoju. A ty masz idealny dostęp do Wody i Ognia. Ja natomiast mam
informacje z pierwszej ręki co do planów mojego ojca. Współpracując,
zapobiegniemy wyniszczeniu się nawzajem, dopóki nie ujawni się Wybawca.
—
Dlaczego akurat ja?
—
Szukałem kogoś, kto nie nadaje się do walki. Kogoś niewzbudzającego podejrzeń,
a jednocześnie mającego dojścia wszędzie. Celowałem w jakąś seksowną brunetkę,
ale ostatecznie ty też ujdziesz.
—
No wiesz! — oburzyła się, czując jak płonie rumieńcem. Dała sobie jeszcze kilka
sekund na zebranie myśli. — Zdajesz sobie sprawę, o co w ogóle mnie prosisz? Mam
być twoim szpiegiem.
—
A ja twoim. Ryzykujemy tak samo, ale stracimy dużo więcej, jeśli będziemy
biernie czekać.
—
Ojciec nie zabije swojego jedynego syna, więc daruj, ale tobie i tak się
upiecze. Ja natomiast już mam na głowie kontrolę i jestem pod obserwacją. Nie
umrę dla ciebie — zaznaczyła, odwracając się na pięcie.
—
A dla Wybawcy? — spytał. — Dla obrony swojego Klanu? Dla niewinnych Bezmocnych?
— wyliczał dalej, prowokując jakąkolwiek reakcję u Esther.
I
takiej też się doczekał. Dziewczyna odwróciła się nagle w jego stronę i w parę
chwil znalazła się tuż przed nim. Bliżej niż chciała. Z tej odległości poczuła
jednak coś więcej niż cudowny zapach jego perfum. Z jego klatki piersiowej biła
dziwna, nieznana siła. Jej wzrok skupił się na małym naszyjniku złączonym z
dwóch elementów. Pierwszym, najbardziej wyrazistym, było małe koło zdające się
mieścić w sobie część nieba. Delikatne obłoki w kolorach błękitu, fioletu i
granatu, zdobione błyszczącymi drobinkami, przesuwały się, finezyjnie
zmieniając kształty i kolory. Te niezwykłe koło otaczał z lewej strony
półksiężyc. Esther pierwszy raz widziała coś takiego i jako typowa sroka nie
mogła oderwać wzroku od tej błyskotki. Jednak resztki rozsądku podpowiadały
jej, że nie jest to zwykły naszyjnik. Skrywa w sobie moc, tylko nie wiedziała
jeszcze jaką i co Caspian ma z nią wspólnego.
—
Co dokładnie planuje twój ojciec? —
spytała wreszcie, brzmiąc przy tym jak wybudzona z transu. Momentalnie
odwróciła wzrok i cofnęła się o krok.
—
Chce zabić Wybawcę. Jeśli go nie znajdzie, wybije cały Klan Wody i Ognia —
odparł rzeczowo, po czym przeczesał dłonią swoje krótkie ciemnoblond włosy.
—
Nie. Nie byłby do tego zdolny — powiedziała Esther, jednak szybko dotarło do
niej, że jedynie na siłę próbuje to
sobie wmówić. Nie, to za dużo na dziś. — Sam go od tego odwiedź. Na mnie nie
licz.
—
Naprawdę chcę pomóc — zaznaczył, jednak mówił już tylko do jej pleców. — Może
to cię przekona. — Ostatni ruch, ostatnia szansa. Nie miał nic do stracenia.
Jednym szybkim ruchem włożył do kieszeni jej spodni małą, żółtą karteczkę. W
odpowiedzi otrzymał jedynie oburzone spojrzenie. Chwilę potem dziewczyna
zniknęła za drzewami.
—
No nareszcie — znudzony głos Ruby, przywitał ją już po zamknięciu drzwi
mieszkania. Esther oparła się o nie, wracając na moment myślami do
niecodziennego spotkania, z jakiego właśnie wróciła.
—
Też za tobą tęskniłam — odparła wreszcie, odpychając się od drzwi i kierując
kroki do swojego pokoju.
—
Chwila, chwila. Myślisz, że jak mi uciekłaś, to ci się upiecze? — mówiąc to,
chwyciła blondynkę za ramię i postawiła przed sobą. Dziewczyna westchnęła
głośno. Mimo iż wcześniej właśnie tej rozmowy chciała uniknąć, teraz było jej
już wszystko jedno. — O co chodziło z tą bramą? Czemu wykłócałaś się z
chłopakami? Widziałaś, kto ją otworzył?
Ulżyło
jej, gdy okazało się, że chodzi tylko o tą głupią bramę. Bała się, że jej
przyjaciółka zacznie coś podejrzewać i to będzie tematem jej wyrzutów. Nie
mogła jej przecież powiedzieć o swoich rozmowach z Caspianem. Choć w sumie… nie
ma zamiaru wchodzić z nim w żadne układy, więc i poprzednie spotkania nie mają
już znaczenia.
—
Nie. Ale oni też tego nie widzieli — odparła.
—
Nie rób sobie wrogów wśród swoich, Esti. Dobrze ci radzę. — Dopiero teraz
ciemnowłosa ją puściła. Odprowadziła przyjaciółkę wzrokiem do pokoju. — Aha,
jeszcze jedno. Może mnie nie być parę dni. Alfy zarządziły odwet na Energii.
Nie ujdzie im to płazem.
Blondynka
skinęła głową. Marzyła tylko o tym, by iść już spać. Bezwładnie opadła na
łóżko, wlepiając wzrok w sufit. Pomyślała o ostatnich słowach Ruby. Choć
osobiście wolałaby, żeby załatwili to bez użycia siły, widziała już, że sojusz
też nie wchodził w grę. Może ten odwet zasygnalizuje Energii, że nie dadzą sobą
pomiatać i też potrafią zaatakować, jeśli jest taka potrzeba. Poradzą więc
sobie bez Caspiana i jego jakże szlachetnych pobudek. Nie namówi jej do swoich
racji, ufa swojemu Klanowi.
Bez
większego przekonania, a raczej z samej ciekawości, wyjęła z kieszeni małą
karteczkę. Szybko rozłożyła ją i przeleciała wzrokiem po odręcznym piśmie. Uśmiech,
który malował się na jej twarzy, kiedy zaczynała czytać, zniknął, gdy tylko
dotarła do ostatniego słowa.
„Nawet nie próbujcie odwetu. Energia tylko na to czeka. To pułapka. Wszyscy zginą.”
Hej!Przybywam znad morza, pora wrócić do szkoły (czuję jakby dopiero zaczął się wrzesień - no hej, praktyki zeżarły mi miesiąc z kalendarza!).Rozdział jest najdłuższy z dotychczasowych i raczej nie będę już pisać na tyle stron. Tym razem może ze względu na długą przerwę wstawiam tego tasiemca ;) Wyszedł inaczej niż planowałam i nie jestem z tego zadowolona... Szedł bardzo opornie, nic się nie kleiło. Wmawiam sobie naiwnie, że każdy ma czasem taki rozdział, którego po prostu z wzajemnością nie lubi. Mam nadzieję, że kolejne wyjdą lepiej.Dziękuję wszystkim za komentarze, witam nowe osóbki :*W najbliższym czasie będę nadrabiać nowości u Was (a nazbierało się, nie odpoczywaliście, hehe :D), więc proszę o cierpliwość.Trzymajcie się ciepło! :)
Bardzo podobał mi się ten rozdział, bo obfitował w akcję, ale też tajemnice. Bo dla mnie ogromną tajemnicą jest to, co siedzi w głowie Caspiana. Niby jego słowa wydawały się być sensowne i jakieś takie prawdziwe, ale mimo to nie potrafię mu do końca zaufać. Sam fakt, że stoi po przeciwnej stronie i jest wrogiem, już mnie niepokoi. Trudno uwierzyć, że naprawdę ma takie dobre zamiary i chce sprzeciwić się ojcu. Niby otworzył bramę, ale to mogło być tylko grą. Może zrobił to specjalnie, by Esther mu uwierzyła? Ta jego późniejsza rozmowa z kumplem mnie bardzo zaskoczyła i wzmogła te negatywne emocje. Coś mi się wydaje, że Caspian wcale nie jest taki dobry, jakiego tu grał.
OdpowiedzUsuńPodobało mi się również rozmowa tych mężczyzn i to jak zareagowała Esther. Robi się coraz ciekawiej, jest coraz więcej zagmatwania, niedomówień, złości między bohaterami. Podoba mi się to! :D
Pozdrawiam! ;*
I zapraszam do siebie na nowe rozdziały;)
Cieszę się, że Caspian nie jest odbierany jednoznacznie. Cokolwiek nie powie, nie zrobi i tak póki co ma etykietkę "Nie ufam ci". I dobrze! :D Osobiście nie przepadam za postaciami zaszufladkowanymi na z gruntu złych lub dobrych. Każde zachowanie z czegoś wynika. Tak więc większość (jak nie każda) z moich postaci ma coś za uszami ;)
UsuńCieszę się, że się podoba.
Jejku, ale sobie narobiłam zaległości u Ciebie... ostatnimi czasy mam jakiś wstręt do czytania (brzmi jak śmiertelna choroba, wiem :c) i próbuję się z tego wyleczyć.
Spóźnione pozdrawiam również :)
Długo trzeba był czekac na rozdział, ale z pewnością było warto. Nie dosc, ze akcja staje się coraz szybsza, to jeszcze poznajemy coraz wiecej bohaterow, i to dokładniej, zaczynaja sie krystalizować relacje miedzy nimi... Polubilam z miejsca caspiana, ktory chyba musi bardziej przypominać matkę, choc z ojca tez coś ma-determinacje. Ale spojrzenie na swiat zgoła i ne i bardzo dobre. Ma, nadzoeję, ze eshter mu juz teraz uwierzy i że uda się jej jakos zapobiec kolejnej jatce, zastanawia mnie tylko, jak tl zrobi, bo raczej nie będzie to łatwe. Za duze jest pragnienie zemsty... To raczej nie sprzyja pojawieniu się wybawcy i zjednoczone klany powinny o tym pomysleć. Zresztą to faktycznie logiczne, ze davon senior moze przygotowac jakas pułapkę... Kurczę, boję się trochę następnym rozdziału. I uwielbiam kolejna orzyjazn, jaką tutaj zarysowałaś,dałam się zaskoczyć, muslalam, ze przyjaciel caspiana naprawdę ma złe zamiary xD piszesz b.donrze, świetni wprowadzasz akcję i stopniujesz dawki informacji, ale jest tez duzo opisów uczuć, ktore uwielbiam. Zapraszam na moj blog z opowiadaniami-zapiski-condawiramurs :)
OdpowiedzUsuńA jeszcze dłużej spóźniam się z kolejnym rozdziałem :(
UsuńCzy Caspian przypomina matkę czy ojca to się jeszcze okaże.
Hah, widzę, że wszyscy spodziewali się takiego obrotu sprawy oprócz bohaterów XD Coś poszło nie tak, jak widzę i następnym razem muszę przygotować dla Was większy zwrot akcji, moi kochani wymagający Czytelnicy :*
Pozdrawiam, dziękuję za komentarz :)
Rozdział, moim zdaniem, jest naprawdę bardzo dobry :)
OdpowiedzUsuńMiło to słyszeć, dziękuję za opinię :)
UsuńCo tu się właściwie stało?
OdpowiedzUsuńRozdział obfitował w akcję i dzięki temu był naprawdę dobry, ale momentami nie mogłam dojść co się dzieje. Opadająca krata, porwanie, uderzenie w głowę, nagle Caspian. Nawet, przy takich szybkich akcjach nie należy pędzić, bo gubią się szczegóły. Zwróć też uwagę na dialogi. Chwilami nie do końca wiadomo, do kogo należą dane słowa. Szczególnie w rozmowie pomiędzy Caspianem, a jego przyjacielem było to widoczne.
Ogólnie, wypadło całkiem dobrze. :)
Nie wierzę, że bohaterowie mogą być tak naiwni i głupi. To było do przewidzenia, że Klan Energii zorganizował pułapkę i nie dość, że przegrali, to jeszcze chcą odwetu. Czy tam na górze, ktokolwiek układa im plany, ma rozum? Czuję, że to nie najlepszy pomysł. Nie sądzę, aby miało im to wyjść na dobre.
W każdym razie... Pojawiła się nowa postać, czyli Howell (to jego imię, nazwisko?) przyjaciel Caspiana. Nie powiem, żeby zrobił na mnie dobre wrażenie. Poza zbira i (o zgrozo, obym się myliła) niedoszłego gwałciciela, nie gwarantuje mu mojego przychylnego oka. Zresztą chłopaki ewidentnie coś kombinują. Nie wierzę w ich szczere intencje, a fragment ich rozmowy utwierdza mnie w takim przekonaniu. Coś jest na rzeczy, pytanie co i kiedy się objawi. Widzę, że nie oszczędzasz nam tajemnic, ale to dobrze. Lubię, kiedy autorzy podsycają moją ciekawość.
W każdym razie, na tą chwilę, uważam, że Esther nie powinna ufać Caspianowi. Więzy krwi potrafią być naprawdę silne. A zresztą... czy Devon, nie widzi korzyści zniszczenia, wszystkich klanów? Czy nie uważa, ze to by było piękne? Problem polega na tym, że Esti nie wykazuje się rozsądkiem i nawet powiem, że z grubsza, nawet irytuje mnie jej postać i wieczne skomlenie. Będzie jakaś wewnętrzna przemiana? Mam nadzieję. Może nie od razu w jakąś super wojowniczkę, ale odrobina pewności siebie by się jej przydała. Tego nigdy za wiele. :)
Życzę morza weny i pozdrawiam :*
Mówiłam Ci już, że Twoje komentarze zawsze mnie stresują? ;p
UsuńCo do akcji, o której wspominasz (właściwie wspominacie, bo nie tylko Ty), to zapewniam, że teraz zdecydowanie się uspokoi. Jedyne okoliczności w jakich mogły się spotkać moje postacie, to właśnie tego typu starcia. A więc od teraz zero mordobicia :D Choć mam nadzieję, że będzie ciekawie ;)
Chłopaki, chłopaki... Nie byliby sobą, gdyby czegoś nie kombinowali ;)
Co do Esther. Późniejsze wydarzenia na pewno ją zmienią. I nie tylko ją.
Oj tak, morze weny na pewno się przyda. I jeszcze jakiś ocean motywacji poproszę :*
Wzajemnie, buźka! ^^
Przepraszam, że tak późno, ale jakoś nie mogłam się zebrać, by skomentować! Uwielbiam czytać blogi, ale nieraz po prostu nie mam siły na komentarze, choć wiem, że muszę ją znaleźć, bo przecież to komentarze dają autorom najlepszego kopa (:
OdpowiedzUsuńIle akcji! Uwielbiam takie rozdziały, gdzie z zapartym tchem czytam kolejne zdania, idealnie umiejąc sobie wyobrazić całą scenę.
Esther powinna się czasem ugryźć w język, zanim coś powie, bo może sobie porobić bardzo niebezpiecznych wrogów. Przynajmniej Ruby stoi na straży i ją pilnuje przed mówieniem "głupot".
Wiedziałam, że to była pułapka, po prostu wiedziałam. Aż dziw, że bohaterowie się tego nie domyślili. Ale dzięki temu mieliśmy akcję, i to jaką akcję! Coraz bardziej lubię Caspiana, wydaje się być naprawdę w porządku. Z drugiej strony to nieco dziwne, że chce się sprzeciwić ojcu, więc kto tam wie, po czyjej stronie on naprawdę stoi. Wyczuwam tu jednak wątek miłosny pomiędzy nim, a główną bohaterką, z czego się ogromnie cieszę, bo już zdążyłam zauważyć, że do siebie pasują (:
Howella natomiast nie polubiłam i raczej prędko się to nie zmieni, bo pierwsze wrażenie zostaje we mnie na długo. No ale zobaczymy, jak to wszystko rozegrasz (:
Naprawdę wciągnęłam się w to opowiadanie, które z rozdziału na rozdział robi się coraz lepsze, w dodatku jestem wprost zakochana w tytułach, jakie nadajesz wpisom. Mało kto potrafi w sposób tak obrazowy i dynamiczny opisać jakąś scenę, tworząc z niej w pełni trójwymiarową akcję, dlatego gratuluję, bo tobie zdecydowanie się to udało! (:
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział (który obiecuję, że skomentuję szybciej, niż ten) i życzę weny! :*
Nie przepraszaj, to ja powinnam :/ Coś mi ostatnio nie idzie. Z niczym nie wyrabiam...
UsuńNawet sobie nie wyobrażasz, jak Twoje słowa podnoszą na duchu! :)
Oj tak, każdemu czasem przydałaby się taka "Ruby", na pewno ominęłoby nas wiele nieprzyjemności ;p
Co do Caspiana nie będę się zbyt wiele wypowiadać, by za wiele nie zdradzić. Póki co uznajmy, że ma szczytne cele i możliwości do ich zrealizowania, o.
Mam nadzieję, że może kiedyś zmienisz zdanie co do Howella ;)
Ooo, dziękuję :* Nie wiedziałam, że ktoś zwraca większą uwagę na tytuły. Osobiście muszę uważać, by nie wypaplać w nich za dużo, co kusi bardzo, nie kryję ;D
Pozdrawiam! :*
Widzę rozdział, widzę widzę. Jutro przeczytam, bo teraz to już tylko myślę o tym by położyć się w łóżeczku i usnąć, ale z kolei myślę też by coś poprawić i w końcu opublikować i... jak zwykle człowieka nad ranem chwytają takie trudne dylematy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i tu się pojawi mój komentarz... tylko, że... no troszeczkę później xD
Tysio powrócił trochę spóźniony, ale powrócił.
UsuńZastanawiam się co by było, gdyby tatusiek dowiedział się o tym, że syneczek go regularnie zdradza i darowuje życie wrogom? Śmierć? Tak jak w przypadku wytatuowanego Jamesa? Nie zważałby na to, że to jego latorośl i tak bez mrugnięcia okiem skazałby go na piekło?
Zastanawia mnie też jaki cel ma tatusiek w tej wojnie. Chce wybić większość i sam stać się panem świata? Nie. Coś mi mówi, że powód musi być inny, jakiś głębszy, z drugim dnem. Być może chodzi o jakąś zemstę.
Nie spodziewałem się, że Ester jest taka tchórzliwa.
Nadal moją ulubienicą jest Ruby.
Panu pomagającemu, podsyłającemu karteczki i ratującemu co rusz życie Ester to ja bym nie ufał. Może on potrzebuje dziewczyny by strącić ojca z tronu i samemu na nim zasiąść? Mam wrażenie, że on pragnie ją w jakiś sposób wykorzystać.
Przyszło mi też do głowy, że może tego wybawcy jeszcze nie ma, że może on się dopiero urodzi i ta dwójka ma zadanie go spłodzić ;-) Ale to pewnie przyszło mi do głowy, bo ciągle doszukuje się w tym jakieś nutki jeśli nie romansu, to chociażby erotyki. Wiesz, dla faceta to tam gdzie nie ma seksu albo sportu, to faktycznie jest niewiele tam xD Nie bierz więc końcówki mojego komentarza do siebie, bo to było tak pół serio, a pół żartem pisane.
Pozdrawiam
dariusz-tychon.blogspot.com
Oj tam spóźniony, wcale nie. To raczej ja tworzę nową definicję tego słowa...
UsuńMiło się czyta jak ktoś się tak wgłębia we wszystko, kombinuje :D Jejku, jak strasznie kusi, żeby odpowiedzieć na wszystko, co piszesz, ale to by wszystko popsuło, sam rozumiesz ;) Zapewniam Cię jednak, że wersja "zabiję wszystkich i będę panem świata" jest zbyt oklepana i na pewno chodzi o coś grubszego. Może nawet nie chodzi o tego całego Wybawcę? ;)
Hahaha, ciekawa opcja z tym dzieckiem :D
Sport albo seks. Hmm. Osobiście nie piszę o rzeczach, na których się nie znam, bo wyjdzie parodia, więc w tych kategoriach szału nie będzie, wybacz ;p
Pozdrawiam ;)
Naprawdę kochasz akcje :D Dawno nie czytałam czegoś, gdzie w każdym rozdziale się naparzają. Może wyjdę na hipokrytkę, bo bardzo lubię akcje, lecz w tym wypadku czuję, że jeśli dalej tak pójdzie… No cóż, będzie trochę nieciekawie, jak dla mnie. Co za dużo to niezdrowo. Teraz właśnie przydałyby się takie, dwa, trzy spokojne rozdziały. ^^
OdpowiedzUsuńPoza tym twoje opowiadanie jest naprawdę świetne. Bohaterowie bardzo mi się podobają, zwłaszcza Caspian i Ruby – moi faworyci. Może i Esther straszliwie mnie denerwuje swoją nieporadnością i łajzarstwem, ale próbuję ją jakoś zaakceptować. Ciężko, bo ciężko, ale może mi się uda. Strasznie nienawidzę takich bohaterów (chyba się powtarzam, ale co tam) i momentami mam ochotę przetrącić jej kark… Bywa. Mam nadzieję, że mi wybaczysz mój mentalny zamach na pannę Swan. A umieram tym bardziej, że zaczęłam oglądać Once upon a time (oglądasz może?^^), gdzie bohaterka ma tak samo na nazwisko, a to dwa odmienne charaktery.
Dobra, pomarudziłam, ponarzekałam. Jak zwykle. Matko, chyba piszę strasznie chaotycznie. Wybaczysz mi co? :P
Co do „sojuszu” dla mnie wiadome było, że nie chcą go nawiązywać. Samo przybycie tam uważałam za szczyt głupoty. Nie wiem jak władze mogły pozwolić na coś takiego. Jasne rozumiem, że chcą się zjednoczyć, ale przepraszam bardzo, ktoś kto cię atakuje, a pięć minut później chce zawrzeć przyjaźń nie może mieć dobrych intencji. -,-
Caspian jest taki… Awww (to moje bogate słownictwo *.*). Już imię mówi samo przez się, seksowny zły chłopiec ;p Cóż, za szkoda, że w prawdziwym świecie tacy nie istnieją. :’( Jakbym mogła ożywić jednego z fikcyjnych bohaterów byłby nim właśnie Caspian (albo Caine z Gone’a).
Pytanie życia: Czy Esther zgodzi się na współprace? Stawiam na tak. Trzymam kciuki i pluję przez ramię ^^
Życzę prawdziwej ulewy weny (trzymaj parasol w pobliżu) i czekam niecierpliwie co dalej!
PS: U mnie pojawiła się dość ważna informacja. Jeśli miałabyś czas to prosiłabym cię o zapoznanie się z nią.
Pozdrawiam, Alessa :*
Właśnie najdziwniejsze jest to, że akcja wcale nie jest moim konikiem :P Sama nie wiem, skąd u mnie tyle pokładów przemocy przelewanej na papier. Zdecydowanie muszę to uspokoić i zapewniam, że kolejne rozdziały (gdy się wreszcie pojawią) pozwolą odetchnąć.
UsuńCieszę się, że niektórzy bohaterowie Ci podpasowali. Haha, Esther rzeczywiście może irytować, jednak tym lepiej będzie widać po niej jak różne wydarzenia będą ją zmieniać.
Oczywiście, że oglądam Once Upon a Time! <3 Esther właśnie po Emmie odziedziczyła nazwisko, bo kocham brzmienie tego słowa wypowiadanego z ust uroczego pirata :) Jednak to jedyne, co łączy obie postacie.
Rzeczywiście niektóre rozporządzenia Alf mogą dziwić. Niektóre błędy można zrzucić na panujący chaos, ale może pewne decyzje podejmują w 100% świadomie i celowo? Kto ich tam wie ;)
Caspian... znów moje uwielbienie niektórych filmowych postaci wzięło górę. Narnia <3
Dziękuję bardzo za komentarz :)
Rozdział jest naprawdę dobry!
OdpowiedzUsuńCzytam Twojego bloga od dawna i nawet nie wiem czemu dopiero teraz pokusiłam się o komentarz.
Trzeba doceniać świetnych twórców! :3
Akcja, akcja, i jeszcze raz akcja, czyli coś co lubię. :)
Od twojego tekstu nie można się tak po prostu oderwać, no chyba, że to już koniec rozdziału, ale wtedy to wręcz konieczne.
Czekam na następny i życzę duuuuuużo weny i wolnego czasu na pisanie ;*
A.Wilk
Dziękuję bardzo :)
UsuńTakie komentarze dają dużo motywacji, więc cieszę się, że tu jesteś :)
Swoją drogą, kiedy u Ciebie kolejny rozdział? Czyżbyś miała taki zastój twórczy jak ja? ;)
Pozdrawiam!
Cieszę się, że nie wszyscy są odważni, silni, mężni i heroiczni. Jednak też bym nie chciała by Esther była taką szarą myszkę już do końca. Może być tchórzliwa, ale jednak oczekuje po niej więcej poradności (wiem, że nie ma takiego słowa).
OdpowiedzUsuńBrama portalu została otwarta i ktoś inny przypisał sobie te zasługi. Czemu mnie to nie dziwi? Ludzie są zawsze żądni sławy, nawet po śmierci, dlatego bez mrugnięcia okiem i wyrzutów sumienia przypisują dzieło innych sobie. E. jednak to straszna papla, powinna wiedzieć kiedy należy ugryźć się w jęzor.
Dodam jeszcze tylko, że bardzo ciekawi mnie motyw działania pana pomocnego, pomimo, że z innego świata, z przeciwnej strony. Czemu on tak im pomaga? Czemu ratuje E. za każdym razem gdy ta wpadnie w tarapaty? Jaką widzi korzyść w wyciąganiu jej z każdej opresji?
Czekam na odpowiedzi na moje pytania, oczywiście nie chcę odpowiedzi w komentarzu, a w rozdziałach. Napisałabym dłuższy komentarz i bardzo cię przepraszam, że jest taki króciutki, ale się śpieszę, a chciałam jeszcze skomentować przed wyjściem bo nie lubię długo zwlekać, bo potem zapominam jakie towarzyszyły mi emocje podczas czytania i co miałam zamiar napisać.
Pozdrawiam
sie-nie-zdarza.blogspot.com
prawdziwa-legenda.blogspot.com
Kiedy ma się przy sobie kogoś bardziej ogarniętego, przebojowego, kto jest dla nas wzorem i ciągle nas pilnuje, to łatwiej jest być mniej samodzielnym. Schody zaczynają się, gdy człowiek zostaje sam i nie może już na nikogo liczyć. Esther też przekona się o tym na własnej skórze.
UsuńAż miło czyta się, gdy czytelnik zadaje takie pytania, bo to znaczy, że historia idzie w dobrym kierunku. Fajnie, że tak dociekasz i uważnie oceniasz bohaterów. Wszystko wyjaśni się z czasem :)
Dziękuję za komentarz, również pozdrawiam :)
Na SPAM jest odpowiednia zakładka.
OdpowiedzUsuńCzy blog będzie kontynuowany?
OdpowiedzUsuń