24 maja 2016

#5 - Kto jest Wybawcą?

            Esther długo nie mogła zasnąć tej nocy. Mimo iż wymiętolony liścik leżał na szafce nocnej przykryty grubym stosem książek, jego treść wciąż brzmiała w jej umyśle. Pisane pośpiesznie i nieco niewyraźnie litery znała już na pamięć. Po co on ją ostrzegł? Może to nie ostrzeżenie, a groźba? Albo po prostu kolejny blef i pułapka? Czy może mu ufać?
            W końcu natłok myśli i wątpliwości zmęczył nawet tak pracowity umysł jak jej. Zasnęła ze świadomością, że gdy otworzy oczy, nie będzie już czasu na dylematy. Rano będzie musiała zadecydować, komu ufa bardziej — Klanom, które nigdy jej nie zawiodły czy nieznajomemu oprawcy, który co rusz nie pozwala jej zginąć. Nie dane jej jednak było wystarczająco zregenerować siły. Głośny trzask dochodzący z kuchni momentalnie ją obudził. Mrużąc powieki zastygła w jednej pozycji, myśląc, że ten dźwięk tylko jej się przyśnił. Jednak świst powietrza i kolejne hałaśliwe odgłosy zmotywowały ją wystarczająco, by wstać z łóżka. Posnuła się wolno w stronę kuchni, a tam od razu zobaczyła otwarte okno szarpane przez wiatr. Na podłodze leżały kawałki potłuczonego naczynia. Ominęła je ostrożnie i domknęła okno. Momentalnie zapadła całkowita cisza.
            Nagle oślepiający błysk niemalże w nią uderzył. Ktoś zapalił światło w kuchni, sprawiając, że Esther aż podskoczyła. Jednak to, co zobaczyła, gdy się odwróciła, sprawiło, że całkowicie zamarła. Łzy napłynęły jej do oczu. Nie mogła wydusić z siebie ani słowa.
            — Witaj, Esther Swan.
Ten głos. Słyszała go już i wiedziała, że powitania wypowiadane przez tą osobę nie oznaczały nic dobrego. Stał przed nią sam Harmon Devon, Alfa Klanu Energii. Patrzył na nią z tą samą fałszywą uprzejmością, jak podczas ostatniej nieszczęsnej wizyty w Harcorze. Jednak to nie tylko jego osoba wywołała strach u Esther. Mężczyzna trzymał w żelaznym uścisku Ruby. Ciemnowłosa zadzierała głowę do góry tym razem nie z powodu swojej wrodzonej pewności siebie, ale dlatego, że tuż przy jej gardle trzymane było zimne ostrze. Sparaliżowana tym widokiem Swan czuła, jak gorące łzy skapują z jej trzęsącego się podbródka.
— Powinnaś była posłuchać ostrzeżenia — zaznaczył, przyciskając narzędzie bliżej ciała dziewczyny. Esther rozpoznała przedmiot. Był to nóż Caspiana. — Ona zginie przez ciebie.
Blondynka z rozpaczliwym krzykiem poderwała się z miejsca. Nie miała pojęcia, co zrobi, gdy znajdzie się przy oprawcy Ruby, ale czuła jak do jej ciała napływała ogromna moc gotowa do uwolnienia w każdej chwili. Jednak nim znalazła się w połowie drogi, stało się coś, czego najbardziej się obawiała. Jeden ruch. Szybki, zdecydowany, a jednocześnie tak wprawny, jakby był wykonywany dziesiątki razy. Nóż, który usilnie chciała uznać jedynie za demonstrację siły, ostrzeżenie czy groźbę, w sekundę wbił się w gardło Ruby. Ostrze z lekkością przecięło ciało dziewczyny, zalewając jej dekolt krwią. Ostatnie, co czuła, to przeszywający ból. Krzyk Esther jeszcze nigdy nie był tak dramatyczny jak teraz.
— Nie!! — wrzasnęła przeraźliwie Swan, zrywając się z łóżka. Cała była rozgorączkowana i zlana potem. Piżama przyklejała się do jej ciała, a rozwichrzone kosmyki włosów oblepiły rozpaloną twarz. Gwałtownie łapiąc powietrze i dysząc głośno, rozglądała się wokół siebie. Powoli docierało do niej, że wcale nie znajduje się w kuchni naprzeciw tej makabrycznej sceny, ale w swoim pokoju. Mimo to emocje były tak silne, tak realistyczne, że trzęsąc się, wybuchła histerycznym płaczem.
To był tylko sen, tylko sen… powtarzała sobie nieustannie, starając się uspokoić. Odgarnęła włosy do tyłu i odetchnęła kilkakrotnie. Gdy jej serce wróciło wreszcie w normalny rytm, poczuła drapiącą suchość w gardle. Sięgnęła po butelkę wody, której zapas zawsze znajdował się przy jej łóżku. Wypiła łapczywie kilka łyków, rozkoszując się przyjemnym chłodem, który rozlał się po jej ciele, rozluźniając napięte mięśnie. Odstawiła butelkę na miejsce.
To był tylko sen…
Nagle do jej uszu dobiegły czyjeś kroki. Stawały się coraz głośniejsze, aż w końcu klamka w pokoju dziewczyny się poruszyła. Ledwo opanowane emocje znów zaczęły w niej wzbierać. Drzwi otworzyły się szeroko, a Esther wstrzymała oddech, modląc się, żeby ten koszmar wreszcie się skończył.
— Esti? — usłyszała po chwili. W jej pokoju zapalone zostało światło, co znów wywołało w niej nieprzyjemne wspomnienie. Teraz wyraźnie widziała, że to Ruby do niej przyszła. — Jest trzecia w nocy. Mogłabyś z łaski swo… — urwała ciemnowłosa, widząc twarz przyjaciółki. Esther była blada jak ściana, oczy miała opuchnięte od łez, a usta drżące. Alvarez zmarszczyła brwi i usiadła wolno na krawędzi łóżka. — Co się stało?
— Ruby… —  szepnęła żałośnie blondynka, nie odrywając wzroku od przyjaciółki. Widziała, że jej ubranie było całkowicie czyste, niesplamione ani kroplą krwi, jednak koszmarne obrazy wciąż pojawiały się przed oczami Esther jak migawki między rzeczywistością. — Ruby, proszę cię… błagam. Odwołaj ten odwet, nie idź tam, błagam cię —przekonywała drżącym głosem.
— Młoda, uspokój się. Pogadamy o tym, rano, okay? — odparła dziewczyna. Krzyk przyjaciółki zerwał ją z łóżka, jednak myślała, że to coś poważnego.
— Nie, teraz. Po prostu obiecaj, że tam nie pojedziesz. Ja nie chcę cię mieć na sumieniu. Nie chcę, żebyś zginęła. — Z oczu znów zaczęły jej spływać pojedyncze łzy.
— Zginęła? Coś ty sobie znowu ubzdurała?
— Bo mi się śniło, że…
— Chyba żartujesz — wtrąciła Ruby, wstając nagle. Nie wiedziała, czy się śmiać czy płakać. —Mam wszystko odwoływać, bo tobie się coś śniło.
— Ruby…
— Śpij już. Jesteś niemożliwa — skwitowała, kręcąc głową.
— Ruby! — zawołała blondynka. Bezradnie rozejrzała się po pokoju, szukając przekonujących argumentów, które mogła ujawnić bez pogrążania się. Coś, co nie miało związku z Caspianem. Nic jednak nie przychodziło jej do głowy, więc zdesperowana sięgnęła ręką po ostateczny powód. Stos książek z szafki nocnej został jednym ruchem zrzucony na podłogę. — Przeczytaj to.
Ruby przystanęła na chwilę i posłała Esther pełne politowania spojrzenie. Niechętnie wzięła do ręki mały skrawek papieru, na wygląd którego nie mogła powstrzymać prychnięcia. Jednak jej lekceważąca mina zmieniła się po przeczytaniu wiadomości.
— Co to ma znaczyć? Skąd to masz? — rzuciła podejrzliwie, widząc, jak przyjaciółka zaczyna unikać jej wzroku. — Pytam skąd to masz?
— Nie wiem — szepnęła blondynka, zakrywając się szczelniej kołdrą. Wiedziała, że Ruby teraz nie odpuści. — Znalazłam w kieszeni jak wróciliśmy z Harcory.
— Wtedy jeszcze nie był planowany żaden odwet. Kręcisz coś, Esti — warknęła ciemnowłosa, którą z każdą chwilą coraz bardziej ciekawiło pochodzenie papierka. — Skąd. Go. Masz.
— Ruby, nie mogę… Po prostu się do niego zastosuj i nie idź tam. Nieważne skąd…
— Ważne. Czy to ma związek z twoim wyjściem wczoraj? Kto ci go dał? — dopytywała uparcie. Esther zaciskała nerwowo kołdrę w pięściach. Przecież nie mogła powiedzieć prawdy, ale brnięcie w kłamstwo też na nic się zda. Ruby i tak wszystkiego się dowie, a wtedy dopiero zaczną się prawdziwe kłopoty. Mimo to Esther miała wrażenie, że dociekliwe pytania Ruby lada chwila ją zdemaskują i wszystko wyjdzie na jaw. Blondynka spojrzała żałośnie na przyjaciółkę, bezgłośnie prosząc o litość i zakończenie tematu.
— Swan, skąd masz tę informację, do cholery! — warknęła niecierpliwie Ruby.
— Od wyroczni — wyznała zrezygnowanym głosem Esther. Tylko to przyszło jej do głowy. Jednak sądząc po reakcji Alvarez, dziewczyna zaczęła wątpić, czy nie rozsądniej byłoby po prostu powiedzieć prawdę. Pozornie mniejsze zło może zaraz solidnie się na niej zemścić.
— Słucham? — Kupiła to. Chociaż tyle. — Zmarnowałaś swoje jedyne pytanie na taką głupotę? Esther!
Ruby szybko połączyła wszystkie fakty. Wersja dziewczyny mogła być prawdopodobna. Jeśli rzeczywiście udała się wtedy do wyroczni, staruszki zamieszkującej samotnie niedużą chatkę w lesie Mistleen, to faktycznie mogła ona uzyskać od niej takie informacje. Nie jest tajemnicą, że kobieta ta może udzielić odpowiedzi na wszystkie tematy pod jednym, skromnym warunkiem —każdy człowiek ma prawo zadać jej tylko jedno pytanie. Może zapytać o wszystko, ze stuprocentową pewnością, że usłyszy słowa zgodne z prawdą. Jednak tylko raz w życiu. Taką szansę należy więc wykorzystać w przemyślany, nieprzypadkowy sposób.
— Po prostu odwołaj ten odwet, proszę. — Esther widziała złość w oczach przyjaciółki. Jednak było w tym spojrzeniu też coś na kształt wdzięczności. Ruby zdawała sobie sprawę, że jakby nie patrzeć, możliwe, że ten mały tchórz uratował komuś życie. Jeśli słowa wyroczni by się spełniły — a spełniają się zawsze — to ta wyprawa okazałaby się kompletną klęską.
— Śpij już — westchnęła ciemnowłosa. Nie spodziewała się takiego obrotu sprawy i musiała na spokojnie to wszystko przemyśleć. Bez słowa zgasiła światło i opuściła pokój przyjaciółki. Przechodząc przez mały korytarz zatrzymała się na chwilę. Przykucnęła przy butach Esther, oglądając je z każdej strony. Były całe w ziemi, oblepione błotem i liśćmi, co potwierdzałoby wersję blondynki. Kurtka dziewczyny również była przesiąknięta charakterystycznym, leśnym zapachem.
Ty naprawdę byłaś w Mistleen, stwierdziła w myślach. Wszystko się zgadzało. Zastanawiało ją jedynie, dlaczego właśnie tę kwestię poruszyła w swoim pytaniu Esti. Jednak niezależnie od tego, jak oceniała decyzję przyjaciółki, jeszcze większą głupotą byłoby zmarnowanie ostrzeżenia od wyroczni. 

Kiedy Esther wstała rano z łóżka, w domu była już tylko ona. Wielokrotnie odtwarzała w umyśle wydarzenia z tej nocy, dzieląc je na te prawdziwe i przyśnione. Z dystansu czasu wcale nie było to tak proste. Jednak z pomocą porannej kawy udało jej się ustalić, że brodzi w kłamstwach już tak głęboko,  że albo nauczy się w nich pływać albo utonie. A jak wiadomo, tonący brzytwy się chwyta, więc i Esther rozpaczliwie łapała się pozornych wymówek. Swan ma niewiele czasu na znalezienie lepszego sposobu uratowania się nim straci palce. A wyrocznia jest wyjątkowo nieprzewidywalnym rodzajem brzytwy.
Ruby wróciła do domu dopiero wieczorem. Od progu naskoczyła na nią rozemocjonowana przyjaciółka z lawiną pytań. Alvarez ze stoickim spokojem przeczekała ten trajkot, skupiając całą swoją uwagę na odpryśniętym lakierze na paznokciach. Po męczących dylematach udało jej się wreszcie zadecydować, na jaki kolor pomaluje paznokcie wieczorem. W gruncie rzeczy z reguły nie miała wielu alternatyw, bo jedynym, ostatecznym i najlepszym wyborem był zawsze czarny. Pewnie gdyby istniała barwa ciemniejsza od czarnego, to wybierałaby je naprzemiennie. W końcu kto lubi monotonię? Jednak tym razem uznała, że zbliżające się wydarzenia zasługują na odpowiednie wyróżnienie. Tak, krwistoczerwony będzie idealny ta tę okazję.
— No Ruby, powiedz coś w końcu! — wrzasnęła wreszcie Esther żądna informacji.
— Odwet odwołany. A jutro poznamy Wybawcę — odparła dziewczyna rzeczowo, oglądając swoje paznokcie z każdej strony. Chyba nawet nie zdawała sobie sprawy, jak jej słowa zszokowały blondynkę.
— Jak to? Nie rozumiem. Ale Wybawcę? Tego Wybawcę? — pytała zdezorientowana.
— Tak, tego. Esther, wszystkiego dowiesz się jutro, nie męcz — jęknęła. — Alfa Klanu Wody wybiera się jutro do wyroczni i zada jej swoje pytanie.
— Ale jak to, o co spyta? Bo chyba nie mówisz, że… — zawahała się, kręcąc głową. — Przecież już tyle osób ją o to pytało i wszystkich zbyła!
Aż ciężko uwierzyć, że jej Alfa podjęła taką decyzję. Rzeczywiście mogłoby się wydawać, że spytanie wyroczni o kwestię przepowiedni czy konkretnie Wybawcy byłoby najprostszym rozwiązaniem i już dawno rozwiało wszelkie wątpliwości. Jednak już wielu tego próbowało z wciąż tym samym skutkiem. Najczęściej słyszeli, że przepowiednia jeszcze się nie spełnia, więc nie ma jeszcze Wybawcy, ujawni się, gdy będzie taka potrzeba. Inni z kolei w odpowiedzi otrzymywali tak zawiłe wypowiedzi, że nawet nie potrafili ich dokładnie powtórzyć po wyroczni. Staruszki tej nie da się też oszukać —ona wie, kiedy pytanie pochodzi z serca nadawcy, a kiedy został on zmuszony do jego zadania. Nie można włożyć komuś w usta swojego pytania. Dlatego tym bardziej było to zaskoczeniem dla Esther, że sama Alfa zdecydowała się zaryzykować, czy jest to właściwy moment na poruszenie tej kwestii.
— Jutro wszystko będzie jasne. Cierpliwości, Esti — odparła spokojnie Ruby. Wyraźnie zadowalał ją taki obrót sprawy. Czuła, że odpowiedzi są bliżej niż kiedykolwiek i tylko jedna noc dzieli wszystkich od poznania ich. Ale najpierw paznokcie. 

Las Mistleen prezentował się wyjątkowo pięknie tego dnia. Zupełnie jakby on również uznał tę chwilę za przełomową i wartą podkreślenia. Wysokie drzewa hojnie pozwalały promieniom słońca przebijać się przez ich majestatyczne korony. Powstałe dzięki temu smugi światła pięknie rozjaśniały otoczenie. Tafla rzeki mieniła się w tym blasku jakby rozlewało się w niej płynne złoto lub inne drogocenne kruszce. W powietrzu czuć było świeżość i rześkość. Las ten skrywał w sobie wiele tajemnic. Jedną z nich na pewno była jego niezwykła zdolność do przemiany z mrocznego, niebezpiecznego terenu jakim był nocą do zachwycającego pięknem i harmonią miejsca, którym okazywał się za dnia.
Jednak nie każdy miał czas, by w tej chwili zachwycać się Mistleen. Alfa Klanu Wody, krocząc dumnie w otoczeniu kilkuosobowej straży, miała tylko jeden cel. Poznać odpowiedź. Choć wszystkich władców cechował upór i determinacja, Abigail van Delle w tym momencie wręcz uosabiała te cechy. Była wysoką kobietą w średnim wieku. Mimo iż odkąd ponad dwie dekady temu została Alfą i nie brała już udziału w walkach, jej figura wciąż skupiała na sobie wzrok wielu mężczyzn. Błękitne oczy i blond włosy sprawiały, że jej cera wyglądała na jeszcze jaśniejszą niż w rzeczywistości. Elegancki kok i nienaganny, granatowy strój dodawały jej profesjonalizmu. Dopasowany żakiet nie śmiał nawet drgnąć przy uderzeniach lekkiego wiatru. Jej pewny, rytmiczny chód nadawał tempo całej grupie. Nie zwolniła nawet, gdy przed wszystkimi ukazał się cel wyprawy.
Dom wyroczni zdawał się idealnie pasować w leśną scenerię, jakby był jej częścią. Bluszcz obrastał drewniane ściany aż po sam dach, na którym z kolei zbudowały sobie gniazda ptaki. W ramach popękanych okien wisiały pajęczyny. Zaniedbana chatka prawie dorównywała wiekiem swojej domowniczce. Ten pozornie rozpadający się zlepek desek był jednak azylem potężnej osoby, która nie bez powodu zaszyła się samotnie w samym sercu tego tajemniczego lasu.
Abigail van Delle zatrzymała się pod samymi drzwiami. Założyła kosmyk włosów za ucho i wyprostowała się. Nie mogła nie zauważyć napisu widniejącego nad drzwiami. Nierówno wydrążone ostrym narzędziem litery — choć niektórzy twierdzą, że staruszka wyskrobała je własnymi pazurami — składały się w krótkie, aczkolwiek trafne: „Na pewno?”. Van Delle nie potrzebowała czasu do namysłu i wyciągnęła rękę, by zapukać do drzwi.
— Zapraszam! — skrzypliwy głos rozległ się zanim zdążyła cokolwiek zrobić. Nikt jednak nawet nie udawał zaskoczenia. Alfa dała straży krótki sygnał głową i sama przekroczyła próg.
— Witaj, Sahimo — przywitała się uprzejmie blondwłosa kobieta, widząc przed sobą właścicielkę domu.
— Wybacz mój niegodny strój, pani. Nie spodziewałam się dziś tak ważnych gości. — Zgarbiona, niska staruszka pogładziła swój sprany, pognieciony strój, nie kryjąc zmieszania. Drżącą dłonią poprawiła siwe włosy przysłaniające jej pomarszczoną twarz. Długi, gruby warkocz opadał na drobne ciało, które zdawało się uginać pod jego ciężarem. Bose, zabrudzone stopy wyglądały jakby przeszły już cały las Mistleen. I to nie raz.
— Dość tej szopki, Sahimo. Dobrze wiesz, po co przyszłam — odezwała się twardo van Delle, marszcząc brwi.
Wyrocznia podniosła głowę, patrząc prosto w oczy swojego gościa.
— I to jest prawdziwa Abigail — odparła, z zadowoleniem unosząc kąciki ust. — Dawno cię tu nie było. Naprawdę dawno. Ostatnio nie miałaś jeszcze tych zmarszczek, kochaniutka — dodała, mrużąc oczy i dotykając swojej skroni.
— Może za jakieś sto pięćdziesiąt lat będę wyglądać jak ty — fuknęła, wygładzając dłonią swój idealny strój.
— Och, odmładzasz mnie, złotko — machnęła dłonią staruszka. — Napijesz się czegoś?
Abigail rozglądnęła się po pomieszczeniu. Naczynia układały się w nierówny, ledwo trzymający pion stosik. Różnokolorowe resztki skapywały na podłogę, gdzie rodzina myszy organizowała sobie właśnie obiad. Nad jednym z garnków przeskoczyła żaba. Widząc ją, Sahima chwyciła za miotłę i — bardzo energicznie jak na swój wiek — zaczęła przeganiać płaza.
— Poszła won! Albo zrobię z ciebie zupę — groziła, wymachując kijem. Stworzenie wyskoczyło przez okno, a staruszka wysłała za nim jeszcze niecenzuralną wiązankę uprzejmości.
— Raczej podziękuję — odpowiedziała Alfa, gdy wyrocznia znów na nią spojrzała. Blondynka przetarła dłonią krzesło, po czym usiadła niepewnie na samym jego skraju. Na co dzień przebywa w zdecydowanie innych warunkach i chciała jak najszybciej zakończyć wizytę w tym miejscu. — Była tu ostatnio u ciebie niejaka Esther Swan?
— Czy to właśnie jest pytanie, dla którego fatygowałaś się dla mnie taki kawał? — spytała, rozsiadając się wygodnie na swoim ulubionym krześle naprzeciw gościa.
— Oczywiście, że nie. Ale mogłabyś po ludzku odpowiedzieć — fuknęła van Delle, nie kryjąc irytacji.
— Na wszystkie pytania odpowiadam zgodnie z humorem, na to jedno — zgodnie z prawdą.
— A więc słuchaj uważnie, staruszko, bo nie będę dwa razy powtarzać.
— Och, to to na pewno! — zaśmiała się. — Masz przecież tylko jedną szansę — dodała wciąż rozbawiona. Jednak zamilkła, widząc grobową powagę na twarzy Abigail. — Ale przecież ty o tym doskonale pamiętasz, kochaniutka.
— Kto jest Wybawcą? — spytała kobieta, głośno akcentując każdy wyraz. Z uwagą przyglądała się reakcji wyroczni, zapamiętując każdy, nawet najdrobniejszy jej gest.
Sahima zdawała się na kilka sekund zastygnąć w jednej pozycji. Dopiero po chwili zmarszczyła brwi w zamyśleniu. Wiedziała, że takie opóźnianie odpowiedzi jeszcze bardziej rozwścieczy jej gościa, więc starała się przeciągać ten moment jak najdłużej. W końcu położyła obie dłonie na stole i podpierając się na nich, wstała .
— Sama zobacz — odparła, po czym poszła do innego pomieszczenia. Wróciła, zaciskając w dłoniach srebrne zwierciadło, które podała Abigail. — Spójrz w nie.
Kobieta wykonała polecenie. Lustro ku jej zdziwieniu nie pokazywało jej odbicia jak każde inne. Mieściło w sobie jakąś bezdenną głębię, a przynajmniej dawało takie złudzenie. Po chwili na szkle zaczął wirować ciemny dym, a przedmiot stał się momentalnie cięższy. Abigail położyła go na stole, nie odrywając od niego wzroku. Czuła, że serce bije jej coraz szybciej, a umysł był gotowy, by poznać twarz Wybawcy. Wir był coraz szybszy i coraz gęstszy.
Nagle znikł.
Szkło zmieniło się w szare, matowe tworzywo w niczym nie przypominające lustra. Van Delle patrzyła zdezorientowana to na przedmiot, to na wyrocznię. Chwyciła zwierciadło w obie ręce i potrząsnęła nim zdenerwowana.
— Pytam: kto jest Wybawcą!
— To tak nie działa — powiedziała cicho staruszka, w skupieniu patrząc na dziwne zjawisko. Zmarszczyła brwi. — To oznacza tylko jedno. Nie zobaczysz Wybawcy, ponieważ on nie żyje.
— Jak to „nie żyje”?! — krzyknęła Abigail, zrywając się z krzesła. — Już umarł, ktoś go zabije czy jeszcze się nie narodził?
— Jeden człowiek, jedno pytanie, kochana — odparła spokojnie wyrocznia.
— Nie odpowiedziałaś na moje. Miałaś mi powiedzieć, kto jest Wybawcą. A zobaczyłam jakiś kawał blachy! — fuknęła, domagając się satysfakcjonującego odzewu.
— Zwierciadło nie kłamie. Jego jedyną zasadą jest niepokazywanie twarzy umarłych. To jedyna odpowiedź jaką usłyszysz na swoje pytanie.
— Nawet jeśli nie żyje, to mam prawo poznać jego imię — dopominała się dalej Alfa.
— Moje moce nie mają władzy nad światem umarłych, przykro mi.
— Jesteś bezużyteczna. — Rozwścieczona kobieta, z głośnym stukotem obcasów skierowała się do wyjścia. Nie tak wyobrażała sobie tę wizytę.
— Abigail! — usłyszała za plecami, jednak nie zatrzymała się. — Abigail, jeszcze jedno!
Dopiero teraz nieco zwolniła, lecz dalej stała odwrócona tyłem do staruszki.
— Po starej znajomości — zaczęła Sahima. — W ciągu najbliższej pełni księżyca Alfom wszystkich Klanów przyśni się sen. Każdy z nich będzie inny i okaże się ważną wskazówką w zidentyfikowaniu Wybawcy.
— Jak mam poznać sny wrogich Klanów? Przecież nie wymienimy się nimi przy herbatce — spytała, jednak szybko zorientowała się jaką odpowiedź usłyszy. Wykorzystała już przecież swoje pytanie. — Spodziewaj się w takim razie kolejnych gości w najbliższym czasie. Będą bardzo ciekawi tych snów.
— Abigail… — westchnęła staruszka. — Myślałam, że lepiej pamiętasz zasady. Znam na wylot rzeczywistość, mogę pokazać przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, ale tak jak nie mam kontroli nad światem zmarłych, tak nie mogę wnikać w cudze myśli. Snami władają siły, z którymi nawet ja nie śmiem się zmierzyć.
— Ty może nie — syknęła kobieta i odwróciła głowę tak, by widzieć wyrocznię kątem oka. — Ale nie wyobrażasz sobie do czego ja jestem zdolna.
— Niestety wiem — westchnęła bezradnie Sahima. — I tego się najbardziej boję.


Nie było mnie długo.
Zbyt długo, by spodziewać się jakiegokolwiek odzewu.
Zostawiłam to wszystko nagle bez słowa. Naprawdę przepraszam. Nie oczekuję niczego, bo wiem, że zawaliłam na całej linii.
Chcę jednak opublikować do końca tę historię, choćby nawet nikt nie czytał.
Ten dopisek powinien chyba pojawić się na początku rozdziału, bo nie wiem, czy ktokolwiek dobrnie jeszcze do samego końca. W każdym razie. Nic nie będę obiecywać, bo jestem w tym słaba. Ale póki mam motywację i lepszy okres, chcę to wykorzystać.
Jeszcze raz wszystkich przepraszam (ale czy ktoś to w ogóle przeczyta? No właśnie, naiwna ja)

7 komentarzy:

  1. Oj rzeczywiście długo Cię nie było. Nie ukrywam, że ja nienawidzę takich sytuacji. To trochę przykre, gdy autor odchodzi bez słowa, a potem miesiącami nie ma z nim kontaktu. Mam nadzieję, że już nam tego nie zrobisz i dobrze, że jednak wróciłaś ;)

    Na początek może podziękuję za komentarze u mnie. Nawet nie wiesz ile radości mi nimi sprawiłaś! Pędziłaś jak burza z tymi komentarzami, aż nie nadążałam czasem czytać;D Ogromnie się cieszę, że zdołałam Cię zainteresować i że wzbudziłam jakieś emocje. Mam nadzieję, że dalsze rozdziały tez będą ciekawe;)

    I oczywiście przeczytałam Twój. Przyznam, że musiałam wrócić do poprzedniego, żeby przypomnieć sobie co się działo, bo pamięć jest zawodna, a czas robi swoje;D Ale ze zdumieniem stwierdziłam, że wystarczyło tylko kilka zdań i przypomniałam sobie co się dzieje;D
    Namotałaś! Ale w pozytywnym sensie. Ja mam teraz ogromne wątpliwości, czy to kłamstwo nie doprowadzi do jakiejś tragedii. No bo Esther nagadała, że była u Wyroczni i że na tej podstawie powinni zrezygnować z tego odwetu. Ruby uwierzyła (bo czemu miałaby nie wierzyć?), a jeśli Caspin okaże się zdrajcą, to wina za odwołanie odwetu spocznie na Esther. Nie wiem czy ona zdaje sobie sprawę, co zrobiła. Zamąciła, oszukała Ruby, wymusiła decyzję podając za argument słowa Wyroczni. Cholera, jeśli stanie się coś złego, to to naprawdę będzie jej wina! Nie wiem czy postapiła dobrze, obawiam się, że nie, ale z drugiej strony... Sytuacja jest na tyle ciężka, że ja sama nie wiem już komu ufać;D Ale chyba mimo wszystko nie popieram jej decyzji.
    Powiem Ci, że naprawdę mnie teraz zaciekawiłaś. Mam wrażenie, że łatwo nie będzie i to kłamstwo Esther jeszcze przyniesie bardzo przykre konsekwencje, więc czekam na kolejny rozdział z dużą niecierpliwością.
    I kategorycznie zabraniam Ci znowu odchodzić! :D

    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że nienawidzisz, zresztą nie tylko Ty. Podczas mojej nieobecności trafiłam na kilka postów (w tym Twój chyba), których autorzy krytykowali takie zachowanie. I słusznie. Ale przyznam, że po ich przeczytaniu było jeszcze trudniej wrócić, bo czułam się przekreślona, gorsza. Każdy kolejny dzień zwłoki był argumentem, by odpuścić, usunąć bloga i krążyć po blogsferze pod zmienionym nickiem.
      A propos komentarzy u Ciebie. Nie chcę, żeby to zostało źle odebrane - jakbym nagle przypominała wszystkim o swoim istnieniu i komentując u innych, dopraszała się o powrót do mnie. Nie, nie, absolutnie nie! Po prostu jak wracać to wracać - i do siebie i do innych, nawet jeśli miałoby to działać w jedną stronę. Skoro tu jestem, to czemu miałabym porzucić Wasze blogi. Mam nadzieję, że rozumiesz, o co mi chodzi.
      To tyle chyba w kwestii organizacyjnej ;)
      Co do rozdziału, to nie dziwię się, że po tylu miesiącach musiałaś sobie przypomnieć na czym stanęło. Tym bardziej dziękuję, że jednak poświęciłaś na to czas :) Esther rzeczywiście mota się coraz bardziej. Tak to jest jak się próbuje wszystkim dogodzić i działać na dwa fronty. Ale gwarantuję, że nie tylko ona będzie tu kręcić - świadomie lub w dobrej woli. Sytuacja jest ciężka? Ciężko to dopiero będzie, teraz to sielanka :P Cieszę się, że udało mi się zaciekawić i mam nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej.
      Zostaję, zostaję! Przecież druga część u Ciebie sama się nie przeczyta! :D

      Dziękuję Ci ogromnie za komentarz i za drugą szansę :) To bardzo wiele dla mnie znaczy.

      *Colin ma zmartwychwstać, pamiętaj
      **to postapokaliptyka ma być, więc wszystko możliwe, nie?

      Usuń
    2. Postapokaliptyka, ale bez fantastyki, więc martwych do życia nie zamierzam przywracać:D Aczkolwiek nie mówię, że Colin jest martwy. Że żywy też nie mówię xD

      Nie odebrałam Twoich komentarzy tak, jakbyś dopraszała się wejścia do siebie, także spokojnie;) Naprawdę jestem Ci za nie wdzięczna.
      A co do tych odejść... następnym razem (o ile będzie, a lepiej nie! :D) to po prostu daj znać i nie będzie problwmu ;)

      Usuń
  2. Ja tam ciebie pamiętam i w głębi serca ciągle liczyłem, że wrócisz, choć przyznam, iż choć jestem w stanie zrozumieć wiele, to nie lubię olewania. Jako autor chciałbym, by czytelnik, który rezygnuje z czytania mojego opowiadania, chciałbym wiedzieć dlaczego to robi i że w ogóle to robi, tak więc jako czytelnik, też chciałbym wiedzieć czy autor bloga, który ja czytam zakończył, przerwał, czy wróci. Tu nie chodzi o tłumaczenie się, robienie czegoś na siłę, a po prostu o wzajemny szacunek. Myślę, że są osoby co w komentarzach dopytywały się o kolejny rozdział i powrót, mogłaś im chociaż dać znać, że żyjesz, niczego nie obiecywać, ale dać znać - tylko tyle i aż tyle.
    Do opowiadania twojego powrócę, po krótkiej drzemce i zobaczę te dwa nowe rozdzialiki, jednak uprzedzam, że jeśli kolejny raz tak znikniesz i nawet nie odpiszesz, to ja już tu nie powrócę. Nie dlatego, że nie lubię twojego opowiadania, a dlatego, że nie lubię u autorów, czytelników, ogólnie u ludzi takiego zachowania. To tak jak nie przyjść na grę w piłkę, gdy przychodziło się np co sobotę i nagle przenieść się na inne boisko lub w ogóle zaniechać grania, i nawet nie poinformować o tym kumpli, z którymi się tę piłkę kopało przez kilka ładnych miesięcy (może mało twórcze porównanie, ale chciałem zobrazować, jak to z mojego punktu widzenia wygląda).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, przepraszam i wiedz, że naprawdę jest mi potwornie wstyd za to nagłe wymarcie. Zawaliłam na całej linii i nawet nie próbuję się usprawiedliwiać. Sama bym się zawiodła - nie mówiąc wkurzyła - na autora, który by tak bez słowa zniknął. Dlatego na nic nie liczę, niczego nie oczekuję, bo wiem, że jak się (przykro mówić...) oleje czytelnika, to potem czytelnik oleje ciebie. I ja się temu nie dziwię.
      Tak jak pisałam Rudej, im dłuższa była przerwa, tym ciężej potem wrócić.
      Więc nawet jeśli ktoś teraz się tu pojawi tylko po to, by mi wygarnąć i opieprzyć za takie zachowanie, to bardzo dobrze. Gdyby mi kiedyś (tfu, tfu!) szykowała się jakaś przerwa, to takie komentarze szybko wybiją mi do z głowy.

      Piszę to, żeby nikt nie myślał, że to wszystko po mnie spłynęło, że wracam jak gdyby nigdy nic i liczę na taki sam odzew. Absolutnie. Jeśli ktoś da mi i temu blogowi drugą szansę, to bardzo się cieszę. Ale jeśli nie, to szanuję i rozumiem.

      Usuń
    2. Denerwuje mnie też zmiana nicku, niektórzy mają zwyczaj co tydzień mieć innych, a ja jednak po nicku kojarzę ludzi, to trochę wizytówka. Autor też nie wydaje każdej kolejnej książki pod nowym imieniem i nazwiskiem. Poza tym układam sobie ludzi których czytam alfabetycznie.
      Przeczytałem i bohaterka faktycznie pogrąża się w kłamstwach. Zaczynam się obawiać, ze wytatuowany James był wybawcą, którego tak bez mrugnięcia okiem zabili.
      Wyrocznia fajna, taka zabawna, wiedźmowata babcinka, która dokopała nieco tej Abigail.
      Co jeśli wybawca umarł? Sprowadzą go ze świata zmarłych? A może narodzi się na nowo? Jak to działa?

      Pozdrawiam i lecę do kolejnego
      j-i-s.blogspot.com

      Usuń
    3. Widzę, że sobie u Ciebie nieźle nagrabiłam.
      Przepraszam, że Ci namieszałam. Mam nadzieję, że szybko się przyzwyczaisz do nowej nazwy.

      Fajnie kombinujesz :) Do rozwiązania jeszcze daleko, ale małe wskazówki - pomocne lub mylące - będą się pojawiać teraz w każdym (no, większości) rozdziale. Swoją drogą ciekawa jestem czy ktoś wpadnie jak połączyć wszystkie fakty jeszcze zanim wyjaśni się to w fabule ;)

      Również pozdrawiam,
      czas najwyższy sprawdzić co tam u Cyntii i Hektora ;)

      Usuń

Obserwatorzy

Layout by Yassmine